Małżeństwo z rozsądku czy rozstanie? [FELIETON]
W polityce, tak jak w życiu, czasami tworzy się związek z rozsądku. Z reguły strony mają już określone doświadczenia życiowe, swój status społeczny, swoje grono przyjaciół i ugruntowany tryb życia, zespół wartości, zainteresowań. Mimo tego dla obojga najważniejszy staje się jeden cel – ważne, żeby był wspólny!
Z czasem oboje zdają sobie sprawę, że coraz trudniej jest iść przez życie w pojedynkę, a za namową bliskich albo przyjaciół decydują się stworzyć związek. I niestety, często w tym miejscu zaczynają się schody. Z każdym miesiącem ich relacja wystawiona jest na coraz cięższe próby, pojawia się pokusa, by drugą stronę traktować nie zawsze po partnersku, by siłowo forsować swój punkt widzenia.
I tak właśnie jest z naszą opozycją. Wybory parlamentarne tuż-tuż, a my zamiast szykować się na ślub, coraz głośniej słyszymy o problemach w związku i możliwym rozstaniu.
Ja nie wierzę w miłość z rozsądku, zwłaszcza gdy jedna ze stron staje się lekko „przemocowa” i za wszelką cenę chce udowodnić, że tylko ona może o wszystkim decydować. Bo jest starsza, silniejsza, bardziej doświadczona i ma więcej znajomych, którzy przyznają jej wyłączną rację.
W związku liczy się partnerstwo, a co za tym idzie, próba budowania lepszego świata dla wspólnego dobra. I tu celem dla całej opozycji powinna być Polska. A żeby to się udało, potrzebna jest wola kompromisu, chęć postawienia naszego wspólnego celu ponad swoje małe, partykularne interesy. I nie wygra ten, który przeciągnie na swoją stronę więcej osób ze wspólnego grona znajomych, ale ten, kto spowoduje, że nasza rodzina powiększy się o nowe grono dobrych i mądrych ludzi wokół.
I to właśnie będzie gra na jesieni. Bo samemu idzie się szybciej, ale wspólnie idzie się dalej. Dziś ten starszy, bardziej doświadczony powinien zastanowić się, czy celem jest być liderem opozycji, czy wygrać wybory.