Biliony Kaczyńskiego, czyli groźne bajki dla naiwnych [FELIETON]
Obietnica bilionów złotych reparacji od Niemiec to czysta propaganda, króliczek, którego PiS będzie gonił, żeby odwrócić uwagę od ogromnych problemów w kraju. Cała ta hucpa ma służyć partii, nie Polsce.
Ja też chciałbym, żeby do Polski wpłynęły miliardy euro dodatkowych pieniędzy. Wolę jednak wróbla w garści – czyli środki na realizację Krajowego Planu Odbudowy – od gołębia na dachu. Kaczyński pieniędzy z KPO nie dostanie, ponieważ dla niego możliwość zastraszania sędziów jest ważniejsza niż pieniądze dla polskiej gospodarki. Dlatego obiecuje gruszki na wierzbie. Sam przecież powiedział, że zapewne on przelewu z tytułu reparacji nie dożyje, bo to proces „na pokolenia”. To tak jak ze śledztwem smoleńskim Antoniego Macierewicza.
Ale przyjmijmy na moment, że lider PiS naprawdę wierzy w to, co mówi. Kolejne pokolenia dzieli zwykle 25-30 lat. Co zatem oferuje nam Kaczyński? Co najmniej 50-60 lat zimnej wojny z Niemcami w nadziei na to, że za pół wieku – ponad 130 lat po kapitulacji Berlina – Polska uzyska jakieś korzyści finansowe. O tym, jak mają wyglądać nasze relacje z Niemcami w ciągu tych kilku dekad, Kaczyński nie mówi.
Rząd PiS nie ma sądu, do którego może zgłosić roszczenia, nie ma poparcia żadnego z mocarstw alianckich, nie skoordynował też swoich działań z innymi krajami. Mało tego, tak zwanego raportu posła Mularczyka nie przetłumaczono nawet na język niemiecki! W tej sytuacji nie pozostaje nic innego, jak otrzymanymi od Niemiec czołgami Leopard zdobyć Berlin i tak wymusić na Bundestagu zgodę na reparacje.
Już kilka lat temu powiedziałem, że jeśli Jarosław Kaczyński uzyska reparacje od Niemiec, oddam na niego głos. Nie zanosiło się na to wtedy, nie zanosi i teraz.