Cui bono, qui prodest? [FELIETON]
Polska jest krajem, który ma bezpieczeństwo żywnościowe w zakresie ilości żywności. Jesteśmy krajem produkującym nawet więcej, niż potrzeby żywnościowe naszych obywateli wynoszą, jak również Ukraińców, których gościmy. Jednak to nie znaczy, że zawsze tak będzie, bo polityka UE jest generalnie polityką ograniczania produkcji żywności w Europie. To jest nielogiczne, kiedy na świecie wzrasta zapotrzebowanie na żywność. Komisja Europejska chce redukować produkcję żywności. Z uporem maniaka jest lansowany tzw. Zielony Ład, lewacka ideologia okraszona pięknymi sformułowaniami o ochronie przyrody, o ochronie klimatu, zmniejszeniu presji na środowisko, ograniczeniu emisji gazów cieplarnianych.
Trzeba obywatelom przypominać, że Europa uzależniła się wcześniej od zewnętrznych źródeł energii. Rosja zastawiła pułapkę, nad którą pracowała dziesiątki lat, doprowadzając do tego, że Europa rezygnowała z własnych źródeł energii, z tego, co natura w tych krajach, które stanowią Unię Europejską, dała, sądząc naiwnie, że my będziemy ekologiczni, a tę ekologię zapewni nam rosyjski gaz. Czy to samo ma się wydarzyć z żywnością?
Wszystko na to wskazuje, że Rosja miała wpływ na polityków europejskich – bezpośrednio, poprzez korumpowanie, przekazywanie kasy choćby ze źródeł Gazpromu, bądź pośrednio, poprzez finansowanie tzw. organizacji ekologicznych. Pisała o tym niedawno prasa w Niemczech i USA. Okazuje się, że Rosjanie dziesiątki milionów euro przekazywali tym organizacjom i trzeba zadać pytanie podstawowe w prawie rzymskim: cui bono? Czyli komu to służy?
W jakim celu Unia Europejska przygotowuje ewentualny import żywności z krajów Ameryki Południowej czy Nowej Zelandii, skoro kraje europejskie mają własne zasoby i potencjał samowystarczalności? Jaką rolę w tym wszystkim pełnią Niemcy, prąc za wszelką cenę do wprowadzenia Zielonego Ładu?