Czy zbliża się wielka recesja? [FELIETON]
Ostatnie dane GUS świadczą o gwałtownym wyhamowaniu sprzedaży, a na wzrost inwestycji nie ma co liczyć. Zmniejszenie dochodów samorządów i brak pieniędzy z Unii przynoszą właśnie takie efekty. Dla tych, którzy myślą, że teraz jest drogo, mam złe wiadomości. Jeśli scenariusz wzrostu cen energii od stycznia się ziści i nie doczekamy się interwencji rządu, to spodziewać się powinniśmy istnego tsunami: wzrostu inflacji o 50 proc., zapewne wzrostu stop procentowych do ponad 20 proc., spadku produkcji i spadku zatrudnienia.
Polska gospodarka, Polacy i polscy przedsiębiorcy nie są w stanie udźwignąć wzrostu cen gazu 20-krotnie i wzrostu cen energii 7-krotnie w ciągu zaledwie kilkunastu miesięcy. Do końca 2022 r. obowiązują jeszcze stare kontrakty, ale od stycznia 2023 r. zaczną obowiązywać nowe. Dziś większość przedsiębiorców wstrzymuje się z ich podpisywaniem, zastanawiając się, co zrobić. Część największych koncernów, np. Zakłady Azotowe czy należący do PKN Orlen Anwil, już zmniejszyły produkcję lub całkowicie ją wstrzymały. Jedna z większych firm motoryzacyjnych zapowiedziała zwolnienie 3 tys. osób, mając na celu obniżenie wydatków przed zapowiadaną recesją i osłabieniem gospodarczym.
Wszystko, na co pracowaliśmy ostatnie 30 lat, zaczyna przypominać płonący wieżowiec. I jeśli nasza gospodarka ma przetrwać, to potrzebne jest zdecydowane działanie rządzących, a od wielu miesięcy widzimy, że politycy PiS nie mają na nadchodzący wielkimi krokami kryzys żadnego sensownego pomysłu. Nie może być tak, że firmy energetyczne kupują węgiel po 300 zł, a liczą cenę prądu, jakby kupowały go po 300 euro. Cóż z tego, że energetyka osiąga niesamowite zyski, jeśli za chwilę nie będzie komu tego prądu sprzedawać.