Epoka zbrojeń [FELIETON]
W tle tragedii ludzkiej rozgrywającej się w Ukrainie dokonuje się zmiana świata nieobserwowana od blisko 100 lat. Poszczególne państwa różnie zdają egzamin z empatii i humanitaryzmu. Zdecydowany prym wiodą tu kraje, które stały się państwami przyfrontowymi, szczególnie Polska. Reszta Europy, po pierwszym szoku wywołanym agresją, koncentruje się raczej na kunktatorskich dywagacjach, co im się opłaca, a co nie. Z drugiej strony wszyscy uświadomili sobie, że agresja i wojna w Europie są jak najbardziej możliwe. Wszystkie kraje błyskawicznie podejmują decyzje o rozbudowie swoich armii, z wielką uwagą obserwując, co jest skuteczne na wojnie. Nadchodzi dekada europejskiego militaryzmu, gdzie armie będą rosły w siłę, wydatki na obronność będą stanowiły istotny element każdego budżetu, a nasze życie zostanie podporządkowane celom militarnym. Jak mówi stare rzymskie przysłowie: „chcesz pokoju, szykuj się do wojny”. Tymczasem mieniąca się „drugą armią świata” armia rosyjska jedyne, co jest w stanie robić, to ostrzeliwać z morza, czy z terytorium Rosji i Białorusi, obiekty cywilne i siać terror wśród nieuzbrojonych. Spoza granic Ukrainy, bo jak tylko wjeżdżają na teren tego państwa, od razu „wszystko” próbuje ich zabić. I najczęściej skutecznie. Armia rosyjska w starciu z armią Ukrainy coraz częściej jest bezradna. Mają miejsce jakieś kuriozalne sytuacje, o których donoszą media: a to „babcia” otruła kilku żołnierzy, bo nie mieli własnego jedzenia; a to Rosjanie porzucają pojazdy, bo nie mają paliwa; a to Romowie ukradli im działo… Gdyby nie tragedia wojny i tragedia milionów Ukraińcow, to można by z tych scenek nakręcić kolejne odcinki serialu „Allo, allo”. Taka armia rosyjska nie może wygrać żadnej wojny. Może tylko dokonywać kolejnych zbrodni wojennych. I dlatego my musimy się zbroić. Bo bandyta boi się tylko siły.