Europa musi się bronić [FELIETON]
Co stałoby się z Polską, gdybyśmy nigdy nie przystąpili do NATO? Takie pytanie usłyszałem w grudniu podczas ostatniego w tym roku MeetUp-u – serii spotkań polityków Koalicji Obywatelskiej z młodymi, zaangażowanymi społecznie ludźmi.
Odpowiedziałem, że wówczas nie usłyszelibyśmy od prezydenta USA, że Stany Zjednoczone będą broniły każdego centymetra także naszego terytorium jako członka Sojuszu. Niewykluczone też, że swoje imperialne ambicje putinowska Rosja realizowałaby nie tylko kosztem Ukrainy, ale także państw Europy Środkowej.
Rosyjska agresja pokazała, że wbrew wypowiedziom niektórych polityków NATO nie jest ani „przestarzałe”, ani nie cierpi na „śmierć mózgową”. Pozostaje jednak sojuszem, którego kondycja zależy od postawy jednego, dominującego członka – Stanów Zjednoczonych. Udział najpotężniejszego militarnie kraju świata jest jednocześnie źródłem siły NATO – gdy Waszyngton prowadzi aktywną, opartą na współpracy z sojusznikami politykę zagraniczną – jak i jego słabości – gdy w Ameryce do głosu dochodzą izolacjoniści. Niestety, mimo porażek Donalda Trumpa, wpływy izolacjonistów nie maleją. Jeśli zależy nam na własnym bezpieczeństwie i utrzymaniu potęgi Sojuszu, musimy – jako Unia Europejska – zadbać o drugą, europejską polisę ubezpieczeniową.
Nie mam złudzeń. Idea wspólnej europejskiej armii nie zostanie w najbliższym czasie zrealizowana. Możliwym krokiem naprzód byłoby powołanie instytucji europejskiego Komisarza ds. Obronności oraz stworzenie „Legionu europejskiego” – jednostki w sile co najmniej brygady złożonej z ochotników, opłacanej z budżetu UE i podlegającej kontroli instytucji europejskich.
Europa przez lata pozostawała gospodarczą potęgą i militarnym karłem. Ten model rozwoju się wyczerpał. Jeśli nie przekona nas o tym wojna toczona tuż za naszymi granicami, gorzko tego pożałujemy.