Nauczyciele contra 500+ [FELIETON]
Kroi się nam olbrzymi strajk. Uzasadniony. W końcu mało który zawód swym trudem zasłużył na ludowe przekleństwo – obyś cudze dzieci uczył!
Zawód to trudny, wymagający pasji, oddania i mający olbrzymi wpływ na każdego z nas. Bo nawet siedząc ostatnio przy winie z koleżanką, wspominałem tych lepszych (co mnie ukształtowali) i tych gorszych (co to mnie ukształtowali jeszcze bardziej) nauczycieli.
Przecież edukacja to kreowanie umysłów. Praca to niewdzięczna, odbywa się w domu – samokształcenie, przygotowania, sprawdzanie, myślenie o dzieciakach i to coś ekstra dla najlepszych i większy wysiłek dla tych potrzebujących.
Pytanie brzmi, czy chcemy oddać dzieci „na wychowanie” osobie ledwo wiążącej koniec z końcem? Mam wątpliwości. Na szczęście „minister jeszcze rządzący” wskazał rozwiązanie dla niskich pensji. Czas porzucić celibat i otrzymać 500+. Prezes dał każdemu.
Jednak można jednym zdaniem obrazić tysiące ludzi, w tym wszystkie kobiety. Cytując zadanie maturalne – co autor miał na myśli? Gdy płaca jest niska, to mężczyzna musi mieć żonę, a każda kobieta musi urodzić dziecko.
Będąc dzieckiem, dzięki temu „chytremu planowi” zostajemy podporą ekonomiczną rodziny. W słupkach wszystko się zgadza. A ja naiwnie uznaję pewne banalne prawdy. Godziwa płaca za pracę i wolność wyboru drogi życia.
Jednak najbardziej mnie zadziwia pogarda dla kobiet i ich praw. Ze „złotej” myśli przebija wiara, że każda kobieta ma rodzić dzieci. I na nic jej ambicje i plany. Naprawdę wracamy do słynnego wizerunku Matki Polki z lat 80. z siatami w rękach i dzieckiem na ramieniu?
Pomijam ten drobny szczegół, że jednak zawód nauczyciela jest mocno sfeminizowany i plan ministra mógłby przypominać strajk absencyjny, gdyby nie średnia wieku nauczycieli.