Sukces czy porażka? [FELIETON]
Ostatnie trzy tygodnie duża część z nas żyła piłką nożną, dyskutując, czy polska drużyna narodowa pod wodzą Michniewicza stanie na wysokości zadania i wyjdzie z grupy, czy może będzie jak zwykle i nie wyjdzie. I tu rodzi się pytanie, czy nasza reprezentacja spełniła oczekiwania kibiców, czy – biorąc pod uwagę styl gry, który, powiedzmy sobie szczerze, pozostawał wiele do życzenia – wyszliśmy z grupy fartem. Czyli sukces czy porażka?
Dla naszej drużyny mundial się skończył po przegranym meczu z Francją, ale wtedy zaczęły się polskie igrzyska. Obiektywnie patrząc, odnieśliśmy sukces, bo przecież przeszliśmy do fazy pucharowej mistrzostw świata. Radość trwała jednak krótko, zaczęła się nasza typowo polska wojenka. Zawodnicy wrócili z Kataru ukradkiem i to nawet nie wszyscy, bo część już pojechała na wakacje z rodzinami. Nie potrafili być razem do końca, niezależnie, czy w opinii rodaków odnieśli sukces, czy ponieśli porażkę. Drużyna powinna się trzymać razem, zwłaszcza wtedy, gdy w mediach już rozgorzała dyskusja, czy selekcjoner pozostanie na stanowisku, czy zostanie wylany z hukiem. Po przylocie do Warszawy nawet nie znaleźli czasu na spotkanie z kibicami, którzy pojechali na lotnisko, licząc na bezpośredni kontakt ze swoimi idolami.
Oliwy do ognia dolała awantura o premię, która była obiecana przez premiera, ale tak naprawdę to nie wiadomo, czy była obiecana, bo o niczym nie wiedział PZPN. A skoro podjęto ustalenia za plecami związku, to w mediach rozgorzała kolejna dyskusja, czy trener pożegna się z posadą selekcjonera reprezentacji Polski. Tylko skoro odnieśliśmy sukces, z którego nawet nie cieszyli się zawodnicy, to czy my powinniśmy się cieszyć?
Raz sukces, raz porażka, taki jest sport, ale dziwny to kraj, w którym porażka jest sukcesem, a sukces porażką. Jeden plus tej całej sytuacji jest taki, że przez kilka dni oderwaliśmy się od polityki i… oby dotrwać do świąt.