W polityce nie ma wakacji [FELIETON]
Wydawać by się mogło, że wakacje to czas, który nie sprzyja polityce i chyba wszystkim marzy się „sezon ogórkowy”. Jednak od samego początku lipca trudno uciec od tego tematu. Mam wrażenie, że wraz z upałami w Polsce rozpoczęła się na dobre kampania wyborcza.
Po weekendowych konwencjach i spotkaniach z wyborcami chyba nikt nie ma złudzeń, że nie wojna w Ukrainie, rola Kościoła, LGBT czy liczne afery będą tematami kampanii, ale ceny, inflacja i pogarszająca się sytuacja finansowa Polaków zdominują czas przed wyborami. Z najnowszych badań wynika, że 72 proc. gospodarstw domowych spodziewa się pogorszenia sytuacji ekonomicznej Polski w ciągu następnych dwunastu miesięcy. Szczególnie dramatyczna wydaje się sytuacja na rynku energii, gdzie ceny po prostu eksplodowały. Nadchodzący rok zapowiada wzrost nie o 5 czy 25 proc., ale, jak w przypadku przemysłu, o 250 proc.! Dla odbiorców indywidualnych, czy to ogrzewających się węglem, prądem, pelletem, czy też korzystających z ciepła miejskiego, ceny mają wzrosnąć również o 100 i więcej procent. Zapowiada się gospodarczy armagedon, bo jak wiadomo, wzrost cen energii to lawinowy wzrost cen wszystkiego. Jeśli przyjąć, że wzrost cen energii o 10 proc. generuje inflację 2-procentową, to patrząc na obecne ceny kontraktowe energii na rok 2023, w ciemno można założyć inflację 50-procentową! Skutkiem będzie drastyczne ograniczenie popytu przez ludzi, w kolejnym kroku przemysł będzie zmuszony ograniczyć produkcję, co oznacza redukcję płac i zatrudnienia i drastyczne ubożenie Polaków. Spadek wartości złotówki już widzimy, za chwilę zobaczymy kolejny wzrost stop procentowych i tonących kredytobiorców. Tymczasem rządzący żyją jakby w innej rzeczywistości – ot, chociażby suflują teksty o lekarzach, którzy będą wracać z Zachodu.
„Już dzisiaj nie przyjmują propozycji w Niemczech, bo tam się mniej płaci niż tu. (…) Przecież w Niemczech euro nie jest warte więcej niż 3 zł, a nawet jest mniej warte, a nie tam 4,50 czy nawet 5. Tak to się zmienia pod naszymi rządami i mogę uczciwie powiedzieć, dzięki naszym rządom” – przekonywał Jarosław Kaczyński. Taki nasz swojski „bal na Titanicu”.