„Duma, spełnienie marzeń, zaszczyt”. Weronika Zielińska-Stubińska jedyną polską sztangistką na igrzyskach w Paryżu!
Od 76 lat nie było igrzysk olimpijskich, na których zabrakłoby reprezentantów Polski w podnoszeniu ciężarów. W Paryżu jedyną sztangistką wśród biało-czerwonych będzie Weronika Zielińska-Stubińska z AZS AWF Biała Podlaska. – Chcę pozytywnie zaznaczyć swoją obecność – mówi zawodniczka.
Zielińska-Stubińska jest aktualnie najlepszą polską sztangistką. Startuje w kategorii do 81 kilogramów, jest ambitnym sportowcem z krwi i kości i cały czas chce się rozwijać. Dlatego wyjazd na igrzyska to dla niej sukces. – To dla mnie duma, spełnienie marzeń i ogromny zaszczyt – mówi Zielińska-Stubińska. – To mocne słowa, ale doskonale zdaję sobie z nich sprawę. Nie ukrywam, że powoli pojawia się już taki niepokój odnośnie samego startu na igrzyskach, ale to było nieuniknione.
Paulina Szyszka, trenerka zawodniczki AZS AWF Biała Podlaska podkreśla, że do całego teamu sztangistki powoli dociera, że Zielińska-Stubińska pojedzie na igrzyska do Paryża. – Cel, jaki postawiłyśmy sobie w ubiegłym roku został zrealizowany, a teraz przed nami najważniejsze wyzwanie – mówi trenerka. – Chcemy się pokazać z jak najlepszej strony, bo to wielkie wyróżnienie. Weronika znalazła się wśród 60 zakwalifikowanych zawodniczek, więc w związku z tym też czuje presję i wiadomo, że musi to sobie poukładać w głowie. Jest duże napięcie, ale pozytywne.
Warto dodać, że Zielińska-Stubińska jest jedyną Polką, która wystartuje w zawodach podnoszenia ciężarów w Paryżu. Gdyby nie ona, po raz pierwszy od 76 lat na olimpijskim pomoście zabrakłoby zawodnika z orłem na piersi. Mówi się wręcz, że zawodniczka broni honoru polskich ciężarów. – Z jednej strony to określenie mi schlebia, ale z drugiej właśnie nakłada presję. Jeszcze niedawno nie byłam brana pod uwagę przez środowisko ciężarowe w walce o kwalifikację. Dlatego twierdzę, że nie muszę nic ratować. Od kiedy zaczęłam trenować, chciałam, żeby usłyszano o mnie jako o najlepszej zawodniczce w Polsce, która dba o rozwój tej dyscypliny. Fakt, że jadę na igrzyska, to zwieńczenie tego, co planowałam. Nie ukrywam, że chciałabym, by w Paryżu Polskę reprezentowali także inni zawodnicy, zwyczajnie dla dobra dyscypliny – mówi zawodniczka AZS AWF Biała Podlaska.
Nie jest tajemnicą, że Zielińska-Stubińska ma za sobą burzliwy okres. Niewiele brakowało, a w ogóle nie pojechałaby na igrzyska olimpijskie, ale teraz zawodniczka chce odłożyć negatywne emocje na bok i skupić się tylko i wyłącznie na sporcie. – Trzeba to zostawić, ale nie jest to też takie proste. Jestem po prostu zmęczona tym, że w ten sposób walczyłam o kwalifikację. Nie spodziewałam się, że będzie to wiązało się z takimi emocjami. Teraz jednak głównym celem jest dobry występ na igrzyskach. Zawsze powtarzałam, że sam wyjazd na tę imprezę to jedno, ale pełne spełnienie marzeń to dobry start. Dałam po sobie poznać, że zawsze walczę do końca, a jak coś sobie zaplanuję, to pracuję, żeby to osiągnąć. I mój wyjazd na igrzyska to nie jest żaden przypadek, jak mi się wcześniej wmawiało – mówi sztangistka.
Szyszka: – Tak naprawdę przez ostatni rok musiałyśmy razem radzić sobie z różnymi sytuacjami. Weronika dała temu upust w emocjonalnych wywiadach. Wiele rzeczy działo się w ciszy, bo teraz potrzebujemy spokoju, a nie rozdrapywania ran i kolejnych zawirowań medialnych. Jesteśmy cicho, ale nie jest to też komfort pracy. Jeśli zakwalifikowalibyśmy się na kolejne igrzyska, to życzymy sobie, żeby było spokojniej, bo to, co się działo, nam nie pomagało. Sprostałyśmy pewnym wyzwaniom i wierzę, że w Weronice i we mnie zostanie jeszcze trochę sił, żeby dowieźć to do końca. Walczyłyśmy o te igrzyska i je mamy. Teraz trzeba pozytywnie zaznaczyć swoją obecność. Staram się też być takim „parasolem” nad Weroniką i żeby nie trafiały do niej jakieś niepotrzebne negatywne informacje. To mocna psychicznie zawodniczka, ale jako człowiek to mimo wszystko przeżywa, bo każdy ma swoje granice, a my jesteśmy w stanie permanentnej walki o siebie. Na szczęście Weronika ma wokół siebie pozytywnych ludzi, czyli mnie, psychologa, fizjoterapeutę czy trenera-mentora w Białej Podlaskiej. Robimy wszystko, by została wyłączona z tych wojenek.
Dla Zielińskiej-Stubińskiej bardzo ważny jest fakt, że jako trenerka do Paryża pojedzie z nią właśnie Szyszka. Wcześniej nie było to takie pewne, bowiem istniało ryzyko, że oddelegowany zostanie inny szkoleniowiec. – Dzięki temu czuję ogromny spokój, nie muszę się o nic martwić. Wiem, że Paulina czuwa nad całym procesem treningowym i ufam jej w stu procentach. Cały czas wymieniamy się spostrzeżeniami. Od początku walczyłam o to, bo od kiedy pierwszy raz przyszłam na siłownię, to naszym wspólnym marzeniem było pojechać na igrzyska. To nasz wspólny sukces – mówi zawodniczka.
Jeśli chodzi o przygotowania, to nasza zawodniczka w ostatnich tygodniach przed startem skupia się na sprawach mentalnych. – Tak naprawdę skończyłyśmy już mocny blok treningowy i schodzimy z obciążeń. Teraz szykujemy już formę fizyczną, ale i psychiczną na igrzyska. Wiadomo, że ten start wiąże się z dużymi emocjami i żeby nie przeciążać psychiki, trening ma teraz inny charakter. Nie ma się co oszukiwać, bo można mówić, że ktoś jest mocny psychicznie i sobie z tym radzi, ale każdy sportowiec sam sobie nakłada presję, bo chce jak najlepiej wystąpić. Czynniki zewnętrzne i fakt, że Weronika będzie jedyną naszą reprezentantką to dodatkowe obciążenie. Staramy się sobie z tym radzić i przy pomocy specjalistów przygotować jak najwyższą dyspozycję – mówi Szyszka.
Zielińska-Stubińska wspomniała, że do pełni szczęścia brakuje jej dobrego występu w Paryżu. Co to oznacza? – Chcę zaliczyć sześć podejść, poprawić rekordy życiowe, co będzie wiązało się też z poprawą rekordów Polski. A które miejsce to da, zobaczymy – zdradza zawodniczka. – Chcę po prostu pojechać na igrzyska i przeżyć najpiękniejszą sportową przygodę w moim życiu, czerpać z tego, gdzie będę i dać jak najwięcej emocji kibicom i ludziom, którzy od początku we mnie wierzyli. Bo malkontentom zawsze czegoś będzie brakowało.
Słowa swojej zawodniczki potwierdza Szyszka. – Cel mamy ciągle ten sam – mówi. – Jesteśmy z gatunku tych ludzi, którzy studzą emocje. Wiemy, że podnoszenie ciężarów to bardzo wymierny sport. Zdajemy sobie więc sprawę, jak prezentuje się światowa czołówka. Igrzyska rządzą się też swoimi prawami. Plan jest taki, żeby na pomoście w Paryżu pobić wspomniane przez Paulinę rekordy.