Smart cities w Polsce. Rzeczywistość czy utopia?
Według najnowszego raportu IESE Cities in Motion Index 2019, klasyfikującego najbardziej inteligentne miasta na świecie, w pierwszej setce znalazły się zaledwie dwa polskie miasta: Warszawa (na 69 miejscu) oraz Wrocław (miejsce 95). Na podium rankingu od lat pozostają Nowy Jork, Londyn i Paryż, jednak w czołówce są też inne europejskie metropolie, takie jak Amsterdam czy Kopenhaga. Kiedy polskie miasta będą mogły z nimi konkurować – i czy to w ogóle realne?
IESE Cities in Motion Index uwzględnia wszystkie te kryteria, które decydują o jakości życia mieszkańców w mieście, takie jak zrównoważony rozwój, kapitał ludzki, mobilność i transport, konkurencyjna gospodarka, partycypacja społeczna, planowanie przestrzenne, środowisko naturalne, zaawansowane technologie. Najnowsza edycja rankingu objęła 174 miasta w 80 krajach. Żeby zająć wysokie miejsce w zestawieniu, miasto musi wypadać dobrze we wszystkich aspektach, a nie tylko w niektórych – pod uwagę branych jest łącznie aż 77 wskaźników, które składają się na najważniejsze wymiary życia w mieście. Jak wynika z rankingu, praktycznie wszystkie miasta najsłabiej radzą sobie w kategorii „spójność społeczna”. To pojęcie oznacza m.in. zwalczanie nierówności, wykluczenia społecznego i ubóstwa. Społeczeństwo spójne to, zgodnie z nieco idealistyczną definicją, „wspólnota ludzi o zbliżonym statusie, solidarnie dążących do zbiorowych celów”. Uderzające, że nawet pierwsza trójka rankingu wypada źle w tym wymiarze: Nowy Jork zajmuje 169 miejsce, Londyn – 129, zaś Paryż – 91. Co ciekawe, tuż za Paryżem w tej kategorii plasuje się… Wrocław (miejsce 92), a Warszawa jest 69 (to samo miejsce zajęła też w generalnej klasyfikacji). Więcej polskich miast w całym zestawieniu nie znajdziemy. Pomijając ocenę trafności przyjętej przez badaczy metodologii (zainteresowanych rankingiem odsyłamy bezpośrednio do źródła: https://blog.iese.edu/cities-challenges-and-management/2019/05/10/iese-cities-in-motion-index-2019/), warto zastanowić się, jak nasze metropolie wypadają na tle innych europejskich miast. Czy Polska ma szansę na rozwój miast w kierunku „smart cities”
Popularność idei „inteligentnych miast” sprawia, że samorządowcy chętnie podejmują rozmaite działania, które mają sprawić, że ich miasta zyskają etykietkę „smart”. Jednak łatwiej zorganizować konferencję czy wydać broszurę na ten temat (wpiszcie w internetową wyszukiwarkę frazę „smart” i nazwę dowolnego większego miasta w Polsce…), niż rzeczywiście przekształcić swoje miasto w takie, które naprawdę zasługuje na miano inteligentnego.
Niestety bariery – ekonomiczne, strukturalne, społeczne – są całkiem liczne i niełatwo je przełamać. Zacznijmy od tej najbardziej oczywistej – „smart city” wymaga inwestycji: w nowoczesny transport, zrównoważone źródła energii, zaawansowane technologie. Na to wszystko potrzeba pieniędzy, których w budżecie często mocno zadłużonych polskich miast nie ma. Paradoksalnie wynika to z dynamicznych inwestycji lokalnych w ostatnich kilkunastu latach – samorządy zaciągają kredyty, żeby mieć wkład własny wymagany dla uzyskania unijnych dotacji na inwestycje infrastrukturalne. A te niekiedy nie mają absolutnie nic wspólnego z duchem „smart” – wystarczy przypomnieć sobie betonowane za unijne pieniądze place w centrach miast, z których wcześniej wykarczowano wszystkie drzewa… W ten sposób przechodzimy do kolejnej bariery, wbrew pozorom nie mniej istotnej – jest nią oczywiście poziom świadomości lokalnej klasy politycznej, która zamiast promować nowoczesne trendy choćby w zakresie organizacji zrównoważonego transportu (komunikacja publiczna, ruch pieszy i rowerowy), wciąż stawia na ruch samochodowy, pomimo oczywistych minusów, jakie niesie ze sobą nadmierna liczba aut w mieście, takich jak korki i emisja szkodliwych spalin. Także postawy samych mieszkańców miast stanowią niekiedy poważną barierę w efektywnym wdrażaniu idei „smart” – wiadomo, jak powszechny był opór społeczny wobec wprowadzonego niedawno obowiązku właściwego segregowania odpadów. Dlatego każda zmiana powinna być poprzedzona procesem konsultacji społecznych, które angażując mieszkańców, pozwalają nie tylko poznać ich opinie na dany temat, ale także przedstawić argumenty na rzecz słuszności projektowanych rozwiązań. Olbrzymią rolę w zakresie edukowania społeczeństwa odgrywają również właściwie przygotowane kampanie informacyjne.
Jedno nie pozostawia wątpliwości. Korzyści z wprowadzania idei „miasta inteligentnego” jest zdecydowanie więcej niż barier – te ograniczają się głównie do wspomnianych aspektów finansowych i związanych ze świadomością zarówno społeczeństwa, jak i klasy politycznej – dlatego nowoczesne zarządzanie miastem także w naszym kraju nieuchronnie ewoluuje w duchu „smart”. Jak wskazują jednak toruńscy badacze tematu, wdrażane w polskich miastach działania nie mają charakteru kompleksowego – stanowią one raczej pojedyncze usprawnienia, które „nie wpływają znacząco na jakość życia mieszkańców, środowisko naturalne oraz ograniczenie wydatków publicznych. Wydaje się więc, że tym bardziej zarządzanie samorządowe powinno być ukierunkowane na systemowe rozwiązania w dziedzinie komunikacji, energetyki, gospodarki odpadami czy usług społecznych”.
Autor korzystał z artykułu Mariusza Czupicha, Marii Koli-Bezki i Aranki Ignasiak-Szulc z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu pt. „Czynniki i bariery wdrażania koncepcji smart city w Polsce” („Studia Ekonomiczne. Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach” nr 276/2016)