Ardanowski: Jest szansa obrony rolnictwa [WYWIAD]
O najbliższych planach koła „Wolni Republikanie” i o przyszłości polskiego rolnictwa – z Janem Krzysztofem Ardanowskim, byłym ministrem rolnictwa, obecnie posłem, rozmawia Arkadiusz Włodarski.
Od niedawna działa pan jako członek koła Wolni Republikanie. Jakie są najbliższe plany tego ugrupowania?
Po wystąpieniu z Prawa i Sprawiedliwości gościnnie wstąpiłem do koła Kukiz’15. Mamy podobne widzenie problemów Polski, zarówno związanych z ordynacją wyborczą, dominacją dużych partii politycznych, tym że społeczeństwo ma coraz mniej do powiedzenia, jeśli chodzi o rządzących krajem. Demokracja staje się trochę atrapą. Widzimy również problemy polskich przedsiębiorców, bardzo mocno dociśniętych przez poprzednią władzę, ale również obecna nie stosuje żadnych ulg, ciesząc się że twarde podejście do przedsiębiorców wprowadzili poprzednicy. Również rolnictwo jest zagrożone w swoim bycie zarówno w Polsce, jak i w UE. Ta opinia jest podzielana przez pozostałych członków tego koła. Doszliśmy do wniosku, że formuła koła Kukiza, które liczy już sobie prawie 10 lat, się wyczerpała. Dlatego zmieniliśmy nazwę na bardziej adekwatną do obecnej sytuacji. To nawiązanie do nurtów republikańskich na świecie, jak również do naszych planów politycznych, które mają doprowadzić do połączenia różnych środowisk prawicowych według idei przedstawionej przez Ronalda Reagana. Jego zdaniem Republikanie w Ameryce są jak wielki namiot (wigwam), w którym różne ugrupowania i środowiska mogą się znaleźć, zachowując swoją tożsamość i historię oraz liderów. Chcemy to tworzyć, myślę że nazwa „Wolni Republikanie” zyskuje po zwycięstwie Donalda Trumpa pewną dodatkową aktualność. Różnych partii w środowiskach prawicowych jest wiele, tak jak i innych form prawnych, chodzi o to, by współpracowały ze sobą, szczególnie podczas wyborów parlamentarnych. To jest horyzont czasowy, który sobie wyznaczyliśmy. Wydaje mi się, że idzie to w dobrym kierunku. Mówiło się często o dużej kłótliwości środowisk prawicowych, podając jako przykład Konwent św. Katarzyny z 1995 roku. Obserwuję jednak, że te środowiska rozumieją, iż odzyskanie wpływu na państwo i odsunięcie obecnej ekipy, która szkodzi Polsce, jest możliwe tylko w wyniku wygrania demokratycznych wyborów i współpracy ze sobą. Może najmniejsza świadomość jest w PiSie, bo ta partia uważała się za jedyną reprezentację polskiej prawicy, niszcząc różne byty polityczne, które istniały. Chcemy zachęcić środowiska poza PiSem i Konfederacją do połączenia sił.
Zbliżają się wybory prezydenckie. Jaką tutaj obrano strategię, czy wystawiacie swojego kandydata?
Wiele środowisk marzyło o jednym wspólnym kandydacie polskiej prawicy, gdyż tylko taki może wygrać z kandydatem liberalno-lewicowym, namaszczonym przez Donalda Tuska. Niestety, konstatujemy to z wielką przykrością, iż pomimo głosów wybitnych ludzi, takich jak prof. Andrzej Nowak, czy inni życzliwi prawicy analitycy, żeby prawica wyłoniła wspólnego kandydata, jest to praktycznie niemożliwe. Mamy już Mentzena, który się zgłosił do kandydowania. Podobnie Kaczyński, który niedwuznacznie stwierdził, że wystartuje ten, którego on wyznaczy i nie ma znaczenia głos całej prawicy. To sprawia, że wspólnego kandydata niestety nie będzie. Dlatego jest naturalne, że różne formacje, również mniejsze, chcąc zaistnieć podczas wyborów, prezentować program i osoby, wystawią swoich kandydatów. Naszym kandydatem jest osoba doświadczona, kompetentna, o silnym charakterze, o wyraźnych poglądach patriotycznych i narodowych. Będzie to pan Marek Jakubiak.
Czy będziecie prowadzić działania promujące kandydata jeszcze przed oficjalnym rozpisaniem wyborów?
Ogłosiliśmy już kandydaturę Marka Jakubiaka. Doprecyzowywany jest program, który dotyczy wszystkich obszarów działalności państwa, ale przede wszystkim jest skoncentrowany z jednej strony na zmianach ustrojowych, z drugiej zaś również bardzo mocno na sferze gospodarczej. Zakłada on ochronę małych i średnich firm polskiej przedsiębiorczości, a także, co dla mnie jest ogromnie ważne, na obronie polskiego rolnictwa, które jest bardzo mocno zagrożone zarówno polityką UE, jak i również brakiem wsparcia ze strony obecnego rządu. Planowane są konferencje programowe. Wykazujemy, jak sądzę, również sporą aktywność w mediach, informując o naszych poglądach Polki i Polaków. Bardzo wiele osób myślących konserwatywnie, patriotycznie, niepodległościowo, związanych z tradycją chrześcijańską, zatroskanych o gospodarkę, oczekuje takiego ruchu i takiej formacji, która by ich reprezentowała. Są oni rozczarowani PiSem i jeśli nie znajdą alternatywy, nie pójdą na wybory. Młodym ludziom podobają się bardziej radykalne poglądy, dlatego spoglądają na Konfederację, ale to są 3 luźno powiązane ze sobą partie. Wielkiej wspólnoty ideowej tam nie dostrzegam. Poza tym trudniej potem wcielić w życie te wielkie radykalne hasła, bo ogranicza je choćby odpowiedzialność za państwo.
Jak ocenia pan dotychczasowe działania obecnego ministra rolnictwa, Czesława Siekierskiego?
Mam pewną trudność w tej ocenie. Znam Czesława Siekierskiego od wielu lat i go cenię. To jest moim zdaniem człowiek uczciwy, z wieloma kompetencjami i wiedzą o polityce wewnętrznej, jak i unijnej. Natomiast oceniam ten rok działalności rządu negatywnie. Problemy narastają, postulaty rolników, manifestowane podczas licznych protestów, które były gestem rozpaczy i desperacji wobec pogarszającej się sytuacji ekonomicznej oraz coraz groźniejszych planów UE wobec rolnictwa, nie zostały spełnione. Doprowadzono do pacyfikacji protestów i próby rozbicia jedności rolników. Niechlubną rolę odgrywa minister Kołodziejczak, którym premier Tusk bawi się jak kot myszą i który pewnie podzieli los myszy. Natomiast minister Siekierski jest często bezradny wobec problemów, bo nie znajduje zrozumienia i wsparcia u innych członków rządu i premiera. Widzimy tego przykłady na posiedzeniach komisji, gdzie przedstawiciel resortu mówi, iż rozumie problemy rolników i chce je rozwiązać, ale przedstawiciele ministerstwa klimatu i środowiska całkowicie je bagatelizują, idąc w kierunku tezy o rzekomej szkodliwości rolnictwa. Może być tak, iż minister Siekierski będzie kozłem ofiarnym. Na niego i na PSL zrzucona zostanie odpowiedzialność za problemy rolnicze, za ustępowanie w działaniach tłumaczonych szkodliwością rolnictwa wobec środowiska, za pogarszającą się sytuację ekonomiczną, która doprowadzi do upadku wielu gospodarstw. Może Tuskowi chodzi o taką odpowiedzialność, może to jedna z gierek na osłabienie i wykończenie koalicjanta. Tyle tylko, że wtedy minister rolnictwa staje się, przepraszam za porównanie, atrapą i figurantem niemającym wpływu na rolnictwo, taką postacią na poły śmieszną, na poły tragiczną.
Co w takim razie powinno się stać, aby uratować polskie rolnictwo? Ostatnio stwierdził pan, że zarówno w Polsce, jak i w Unii, rolnictwo nie ma szans z rolnikami ukraińskimi.
Nie można załamywać rąk i stwierdzić, że nic się nie da zrobić, choć chmury są coraz bardziej czarne. Dominacja międzynarodowych koncernów, na usługach których są politycy w Brukseli, doprowadzi do niszczenia rolnictwa i uzależnienia wyżywienia Europy od dostaw z innych regionów świata. Temu służy dążenie do umowy UE z krajami grupy Mercosur, umożliwiającej wprowadzenie do Europy żywności z Ameryki Południowej, żywności, która jest dość marnej jakości, ale znacznie tańsza od unijnej, w zamian za wyroby przemysłowe, które będą tam eksportowały kraje o rozwiniętym przemyśle, przede wszystkim Niemcy. Innym zagrożeniem jest przesyłanie żywności z Ukrainy, gdzie rolnictwo jest opanowane przez międzynarodowe grupy kapitałowe. Żywność ta, zamiast trafiać do głodujących w Afryce, na Bliskim Wschodzie czy Azji, jak było wcześniej, będzie teraz eksportowana do Unii Europejskiej, gdyż to na unijnym rynku ceny są wyższe, koszty transportu mniejsze, a transakcje bardziej zabezpieczone i pewne. Zagrożenia dla UE są realne, jednak w takiej sytuacji Polska musi dbać o własny interes, zarówno w relacjach z UE, jak i z Ukrainą. Władza, niezależnie od proweniencji, musi to rozumieć. Nikt na świecie się o nas nie zatroszczy, jeśli my sami nie zadbamy o własny kraj i naród. Polska ma pewne szanse. Należy wzmocnić politykę krajową, nie tylko poprzez rozdawanie pieniędzy, bo to najprostszy i najgłupszy sposób uprawiania polityki wobec rolnictwa, ale wzmocnić pozycję rolników w łańcuchu żywnościowym. Doprowadzić do tego, by byli oni w mniejszym stopniu oszukiwani przez pośredników, przetwórców i przede wszystkim przez dominujące handel i dystrybucję, które są w rękach firm zachodnich. Należy podjąć też działania stabilizujące rynki, między innymi poprzez Krajową Grupę Spożywczą. Powinien być wypracowany mechanizm udziału firm państwowych w skupie i przetwórstwie, stosunkowo niewielki, jednak pozwalający państwu stabilizować poziom cen płaconych rolnikom. Nie ma się co oglądać na UE. To muszą być działania polskiego rządu, których niestety nie widzę, tak jak nie widziałem w poprzedniej kadencji. To było między innymi jednym z powodów mojego rozstania się z Prawem i Sprawiedliwością. Polityka rolna PiS po moim odejściu z funkcji ministra rolnictwa polegała przede wszystkim na rozszerzaniu dotacji. To działanie na krótką metę. Pieniędzy zabraknie, a i tak reszta społeczeństwa się obraża na rolników. Zamiast wzmacniać pozycję producentów rolnych na rynku, próbowano kupić ich głosy. W najbliższym czasie pojawia się jednak szansa obrony rolnictwa w Europie, także w Polsce.
Gdzie ją pan upatruje?
Tą szansą jest wyjątkowy moment na arenie międzynarodowej jakim jest objęcie przez nasz kraj od stycznia ’25 prezydencji w UE, czyli kierowanie przez pół roku jej pracami. Polska prezydencja powinna być czasem promowania polskich rozwiązań i naszego punktu widzenia. Pokazania, jakie dostrzegamy problemy i jakie mamy rozwiązania. Nawet jeśli inne krają się z tym nie godzą, niech przedstawią zdania odrębne. To co zgłosimy, może być przyczynkiem do zmian i odejścia od kierunku niszczenia rolnictwa na rzecz obrony jego obrony. Dobre, nowoczesne i wydajne rolnictwo to podstawa bezpieczeństwa żywnościowego. Jeśli ktoś sądzi, że można sprowadzać żywność z zagranicy i to wystarczy, to znaczy że nie rozumie wagi bezpieczeństwa żywnościowego. Może się okazać, że nie będzie żywności, bo zerwane zostaną łańcuchy dostaw, jak to było np. podczas pandemii, lub pojawią się różnego rodzaju kataklizmy, które spowodują gwałtowny wzrost cen albo nawet fizyczny brak żywności. Teraz możemy przekonywać i pokazywać nasze rozwiązania. Premier Tusk zapewniał, że jest wpływową osobą, praktycznie „królem Europy”. Niech teraz wykorzysta te wpływy. Ale nawet, jeśli się nie uda, należy realizować naszą narodową politykę rolną, związaną z naszymi uwarunkowaniami i polską racją stanu.
Po informacje z Torunia zapraszamy na nasz bliźniaczy portal tylkotorun.pl