Dams: My chcemy tylko uczciwie zarabiać [WYWIAD]
O ile zdrożały nawozy? Czy propozycje rządu w sprawie dopłat satysfakcjonują rolników? – na pytania Arkadiusza Włodarskiego odpowiadał Michał Dams, rolnik, członek Agrounii.
Jak obecnie wygląda sytuacja z cenami nawozów?
Ostatnio nawozy minimalnie staniały, choć są nadal drogie. W tamtym roku nawóz azotowy, czyli saletra, kosztował średnio około 1000 zł. W pewnym momencie podskoczyła aż do 4500 zł, obecnie spadła do poziomu 3900 zł.
W jaki sposób te wysokie ceny nawozów wpłyną na koszty produkcji rolnej?
Średnio zużywa się około pół tony saletry na 1 ha pola. Jeśli tona podrożała o 3 tys. zł, to już tutaj możemy stwierdzić, że w przeliczeniu na 1 ha występuje wzrost kosztów o 1,5 tys. zł. Warto też pamiętać o tym, że są również inne nawozy, np. wieloskładnikowe. Rolnik zużywa statystycznie tonę nawozu na 1 ha. A to nie wszystko, bo zdrożały również środki do ochrony roślin, paliwo wykorzystywane w maszynach rolniczych, a także części do tych maszyn. One się zużywają, więc musimy je regularnie wymieniać. Problem jest także, jeśli chodzi o dostępność samych maszyn i ich ceny – niektóre z nich podrożały nawet o 200 proc.
Ostatecznie wychodzi na to, że drożeje także żywność.
Tak, zgadza się, ale rolnik nie zarobi z tego powodu więcej. Żywność drożeje, ale nie mamy żadnego wpływu na ceny płodów rolnych. A np. producent krzeseł, gdy wzrosną mu koszty produkcji, może zwiększyć cenę wytwarzanego produktu, bo musi na tym zarobić. My natomiast nie możemy tak zrobić, bo sprzedajemy tylko za taką cenę, jaką ktoś jest w stanie nam zapłacić. Powinno być, owszem, tak, że wtedy gdy wzrosną koszty naszej produkcji rolnej, to my podnosimy koszty swoich produktów. Rolnicy w Polsce zostali pozbawieni współwłasności zakładów przetwórczych.
W ostatnich dniach rząd ogłosił plan pomocy i dopłat dla rolników do nawozów. Jak pan ocenia takie postępowanie, czy ono coś da?
Po pierwsze – dopłaty obejmują tylko 50 ha. Ja natomiast obrabiam 200 ha. Czy to oznacza, że te 150 ha jest gorsze? Że tam nie poniosłem już większych kosztów? Po drugie – wiemy, że koszt nawozów na 1 ha to 3 tys. zł. Dopłata ma wynosić 500 zł od hektara. Gdzie jest w takim razie pozostałe 2,5 tys. zł? I mamy tu odpowiedź, ile ta pomoc da. Najgorsze, co można zrobić, to wymyślić kolejne systemy dopłat i różnych innych tego typu wynalazków. Chciałbym kupić środki potrzebne do produkcji, wyprodukować płody rolne i sprzedać z zyskiem. Tak działa wolny rynek. A jednak wychodzi na to, że jest to sterowane odgórnie. Najpierw kupiliśmy strasznie drogie nawozy. Teraz rząd chce nam do tego dołożyć, ale tylko do części hektarów, do tego ta kwota 500 zł nie jest pewna.
Jak to?
Teoretycznie owszem, zapisano, że ma to być 500 zł od 1 ha, ale pod warunkiem, że nie zgłosi się więcej rolników. Jeśli zainteresowanie będzie większe, ta kwota może być skorygowana i dotacja wyniesie np. 400 zł. Jest sztywna pula przeznaczona na całą Polskę. Przyjęto sobie statystyczną ilość hektarów, jednak jeśli rolnicy zgłoszą ich więcej, to wtedy nastąpi korekta. W takim wypadku my, jako rolnicy, tak naprawdę nie wiemy, ile dostaniemy. To będzie pewne dopiero 16 maja, gdy zostanie zamknięty program naboru wniosków i ARiMR policzy, ile zgłoszono hektarów. Wydawać by się mogło, że 4 mld zł to spora kwota. Mam kontakt z ludźmi w mieście, znowu tam słychać głosy „o, dali rolnikom kasę”. I po co nam to? My chcemy tylko uczciwie zarabiać, ale na uczciwych zasadach.