Świat nam runął wraz z dachem. Rodzina z Kuczwał w wichurze straciła cały dobytek
To przecież zdarza się komuś innemu, gdzieś daleko. To tylko obrazki w telewizji, że kogoś dotknęło nieszczęście, wielki pech. Patrzy się na łzy rozpaczy, słucha się słów otuchy, ale to przecież tylko telewizja, a w niej obcy ludzie. Gdy w ubiegłym tygodniu nad naszym województwem rozszalał się silny orkan, w Kuczwałach nikt nie podejrzewał, że tym razem nieszczęście i pech spadną na głowę mieszkańcom tej miejscowości.
Na żywioł można próbować się przygotować. Zabezpieczyć co się da, ustawić samochód w bezpiecznym miejscu, pozamykać okna, zaryglować drzwi. Ci, którzy przeżyli atak sił natury, wiedzą jednak, że często na niewiele to się zdaje. W zderzeniu z żywiołem ludzkie zabiegi wiele nie pomogą.
– W sumie to nie trwało nawet pięciu minut, może nawet jeszcze krócej – mówi Iwona Ostolska, mieszkanka Kuczwał w gminie Chełmża, które w wyniku uderzenia wichury w ubiegłym tygodniu ucierpiały w okolicach Torunia najbardziej. – Strach było wyglądać przez okno, bo tu wszystko latało. W pewnym momencie usłyszeliśmy huk, jakby okno wyrwało z futryny. Ale to nie było okno…
Najpierw za oknami zaczęły fruwać gałęzie. Przy asfaltowej drodze, gdzie rosną stare topole, wichura zaczęła wyrywać z korzeniami najstarsze z drzew. Było wiadomo, że straż pożarna, pogotowie albo jakikolwiek inny pojazd tą drogą już nie przejedzie.
– Ale w tamtej chwili, mniej więcej około piątej nad ranem, nikt nie patrzył na drogę – wspominają mieszkańcy Kuczwał. – Wtedy myśleliśmy, czy dom wytrzyma, bo okna dosłownie dygotały, słychać było świst, jakby lokomotywy latały nad głowami, a potem znów dudnienie, jakby coś bardzo ciężkiego waliło w… no właśnie nie wiadomo w co, bo ten huk dochodził zewsząd.
Epicentrum wichury znalazło się dokładnie nad domem państwa Ostolskich. To tu uderzenie żywiołu miało największą siłę.
– Naprawdę bardzo ciężko o tym opowiadać i cieszymy się, że żyjemy, bo w pewnym momencie bałam się o dzieci, o rodzinę – mówi przez łzy Iwona Ostolska. – Pamiętam, że krzyknęłam do męża: zobacz, chyba zerwało nam dach. A on mi na to, że stodoły już nie ma…
Siła wiatru była tak wielka, że wysoki budynek runął jak domek z kart. Rozpadając się, uszkodził samochody, sprzęt rolniczy, ucierpiały także psie budy.
– Wierzyć się nie chce, patrząc na to, co się stało, że wszyscy żyjemy – dodaje Iwona Ostolska. – Nawet nasze pieski ocalały. Mieszkają teraz z nami. Trzymamy się więc wszyscy razem… Przecież nie zostawię zwierzęcia na zewnątrz, kiedy taka jest pogoda. Poza tym pieski też swoje przeżyły…
Orkan w Kuczwałach uderzył w kilka domów, jednak to posesja państwa Ostolskich wyglądała po przejściu wichury jak po nalocie bombowym. Na pomoc ze strony ochotników strażaków długo nie trzeba było czekać.
– Kiedy się widzi coś takiego, człowiekowi aż się serce kraje – mówią strażacy z OSP w Kuczwałach. – My wprawdzie stykamy się z tragediami częściej niż cywile, ale to wiele nie zmienia, kiedy widzi się tak wielkie nieszczęście. Jesteśmy po to, żeby pomagać w takich sytuacjach i nikt wtedy nie kalkuluje, nie zastanawia się, czy mu się chce, czy ma wystarczająco dużo sił. Jak trzeba, to trzeba. Od tego jesteśmy.
Państwo Ostolscy w ciągu pięciu minut stracili większość dobytku całego życia. Zerwany dach, uszkodzony dom, całkowicie zrujnowana stodoła, zgniecione samochody nadają się do kasacji, podobnie dwa ciągniki. Bez pomocy sąsiadów i strażaków skutki wichury sprzątaliby zapewne wiele dni. Natychmiast też pojawił się pomysł zbiórki środków finansowych, bo bez nich dotknięta żywiołem rodzina znalazłaby się na skraju nędzy.
– Reakcja lokalnej społeczności, ale nie tylko jej, była na tę tragedię wprost wzorowa i nie ukrywam, że jestem dumny, patrząc na to, jak mieszkańcy naszej gminy potrafią się wspierać i solidaryzować w nieszczęściu – mówi Jacek Czarnecki, wójt gminy Chełmża. – Nie tylko strażacy zareagowali wspaniale i z poświęceniem, także sąsiedzi przyszli z pomocą, a i prywatni przedsiębiorcy postanowili włączyć się do akcji. Tak to powinno wyglądać i na tym przykładzie widać najlepiej różnice między wsią a miastem.
Władze gminy powołały natychmiast komisję, której celem ma być pozyskanie środków od wojewody, które pozwoliłyby poszkodowanej rodzinie stanąć na nogi. Aby państwo Ostolscy otrzymali pełną kwotę, potrzebne było orzeczenie nadzoru budowlanego stwierdzające, że wyrządzona szkoda jest całkowita. Tymczasem skoro budynek nie ma zniszczonych fundamentów i ścian, zapadła decyzja o uznaniu zaledwie 50-procentowej szkody. To jednak nie pokryje nawet połowy szacowanych kosztów.
– Działania gminy podzielone zostały na dwa etapy: ratunkowy i porządkowy – dodaje wójt Jacek Czarnecki. – Od razu na wieść o nieszczęściu wysłałem naszą ekipę budowlaną do wsparcia, a oprócz tego szybko znalazło się dla poszkodowanych mieszkanie zastępcze, które zaoferowała im rodzina, a także przekazaliśmy środki na remont samochodów. Do dyspozycji poszkodowanych byli i cały czas są pracownicy Urzędu Gminy i Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej. Udało się też przystąpić prędko do wykonania projektu nowego dachu. Krótko mówiąc robimy wszystko, aby państwo Ostolscy mogli wrócić na swoje. Cały czas osobiście pozostaję w kontakcie z poszkodowaną rodziną.