Koronawirus. Jak zmienia się sytuacja pracowników na rynku pracy?
Epidemia koronawirusa spowodowała znaczne wyhamowanie gospodarki. Zamrożenie głównie sektora usług spowodowało wśród wielu firm duże straty, co z kolei przełożyć się może na redukcję etatów i gwałtowny wzrost bezrobocia. Choć póki co statystyki nie pokazują drastycznych skoków, to jednak obecna sytuacja na rynku pracy może sporo namieszać.
Według danych Powiatowego Urzędu Pracy w styczniu 2020 r. w powiecie stopa bezrobocia wynosiła dokładnie 10 proc. (3 512 zarejestrowanych osób). Jest to wyższy wynik niż w skali województwa (8,2 proc., 67,8 tys. osób) i blisko dwukrotnie wyższy niż w całym kraju (5,5 proc., 922,2 tys. osób). W lutym w powiecie stopa bezrobocia wynosiła już jednak 9,8 proc. (3 444 osoby), a w marcu 9,6 proc. (3 377 osób). Widoczna była tendencja spadkowa, która jednak nie zaskakuje aż tak bardzo, kiedy weźmiemy pod uwagę fakt, że były to miesiące, kiedy koronawirus dopiero zaczął docierać do kraju, a rządowe obostrzenia dopiero zaczynały się pojawiać. Lekki spadek zaczyna być widoczny w kwietniu. Liczba zarejestrowanych osób bezrobotnych wzrosła do 3 578 (nie ma na razie danych dotyczących procentowej stopy bezrobocia).
Dużych przeskoków widocznych na razie nie ma, ale wziąć pod uwagę trzeba chociażby okres wypowiedzenia umowy – niewykluczone więc, że spadki dopiero się zaczną. Pracodawcy starają się jednak swoich pracowników zatrzymywać, a redukcję etatów traktują raczej jako konieczną ostateczność. O sytuację wśród firm w Pomorskiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej w Ostaszewie spytaliśmy Joannę Gasek z PSSE.
W pierwszym okresie większość pracowników była na zdalnej pracy i produkcja była dopasowana do bieżących możliwości. Aktualnie trwają starania, by powrócić do normalnych trybów produkcyjnych – mówi Joanna Gasek. – Firmy nie zgłaszają nam żadnych poważniejszych problemów, dostosowują się do sytuacji i starają się normalnie pracować.
Podobne podejście do kwestii zwolnień ma przedsiębiorca Wojciech Załęcki, właściciel drukarni ECHO w Grębocinie.
Trzeba się starać, żeby to zatrudnienie ograniczać w jak najmniejszym stopniu, bo pracownicy, którzy mają fach w ręku, są niezwykle cenni. Jeśli popyt spada o np. 40 proc., to wiadomo, że jakieś ruchy wykonać trzeba, ale swoich pracowników powinno się szanować. Pracownika łatwo zwolnić, ale kiedy sytuacja się unormuje, trudno będzie go znów pozyskać. Zdecydowanie lepiej dogadać się z ludźmi, może wstrzymać premie, ale ich zatrzymać – zaznacza, choć nie ukrywa, że sam musiał zatrudnienie ograniczyć o około 10 proc. – W tej chwili do klienta z towarem jeżdżę sam. Kiedyś robił to kierowca, a chwilowo nie możemy sobie pozwolić na takie stanowisko. Być może przywrócimy ten etat na jesieni.
Nieznaczny spadek zatrudnienia zaczyna być więc widoczny, ale pracodawcy cenią wykwalifikowanych pracowników, choć ci z kolei, będąc świadomymi problemów, jakie dotknęły przedsiębiorców i możliwości upadków firm, spać spokojnie nie mogą.
Ludzie znów zaczęli szanować pracę. Zniknęło przeświadczenie, że wszystko się wszystkim należy. Doceniają to, co mają, doceniają stałe, pewne zatrudnienie – uważa Wojciech Załęcki.
Statystyki, choć optymistyczne, mogą jednak nie pokazywać pełnej skali problemu bezrobocia. Wlicza się w nie tylko osoby zarejestrowane, tak samo jak nie uwzględniają zwolnionych osób pracujących „na czarno”.
Sytuację ratują nieco rządowe tarcze antykryzysowe, których jednym z podstawowych celów jest ochrona miejsc pracy. Różnego rodzaju ulgi dla przedsiębiorców, czy nawet dopłaty do wynagrodzeń pracowników, również przyczyniły się do powstrzymania masowych zwolnień. Ze wsparcia mogli skorzystać ci, którzy tracić pracowników nie chcieli. Pod uwagę wziąć trzeba jednak, że epidemia nie minęła i mimo luzowania obostrzeń przez rząd, wiele firm nadal pozostaje w trudnej sytuacji, nie wiedząc, co przyniesie przyszłość.
To, czego przedsiębiorcy, z którymi rozmawiam, się obawiają, to to, że na jesieni wirus wróci ze zdwojoną siłą. Czy wtedy znowu rząd będzie zamykał gospodarkę? – pyta Wojciech Załęcki.