Ksawier Hinczewski ze Złotorii: Taniec jest całym moim życiem
Bryluje w tańcach standardowych, a jego marzeniem jest założenie własnego klubu tanecznego i zdobycie uprawnień sędziego turniejowego. Niemal codzienne treningi i cotygodniowe wyjazdy na zawody i szkolenia to ciężka harówka, ale Ksawier nie czuje się zmęczony. „Trenuję po to, by stawać się coraz lepszym”, mówi z uśmiechem.
Motorem napędowym całej historii jest mama Ksawiera, Monika Hinczewska. To ona zapisała chłopca na pierwsze zajęcia taneczne, jeszcze w przedszkolu. Nie myślała wówczas o osiągnięciach, nie wiedziała, jaki talent przejawia jej syn. Chciała po prostu zapewnić mu trochę ruchu. Na pierwszy ogień poszedł taniec nowoczesny. Pomysł okazał się nietrafiony. Falstart nie zniechęcił jednak do podejmowania dalszych prób tanecznych. Tym razem w tańcu towarzyskim. Trener z pierwszego klubu już na samym początku dostrzegł w Ksawierze duży potencjał. Chłopak cały rok nadrobił zaledwie w kilka tygodni. To dawało nadzieje na więcej.
– Stwierdziliśmy z mamą, że muszę przepisać się do bardziej profesjonalnego klubu, dającego większe możliwości rozwoju, szersze perspektywy – mówi Ksawier.
Tym miejscem okazał się Taneczny Klub Sportowy Dance&Dance, należący do Federacji Tańca Sportowego. To był początek prawdziwej przygody tanecznej. Pierwsze zawody, pierwsze turnieje, pierwsze sukcesy. Wszystko współdzielone z tą samą partnerką, niezmienną od 8 lat. Ksawier z Klaudią dogadują się na parkiecie jak stare, dobre małżeństwo, choć prywatnie nic ich nie łączy. Najlepiej wychodzą im tańce standardowe. Walc, tango, quickstep, fokstrot to ich żywioł. Spotykają się cztery razy w tygodniu na treningach. Do tego dwa treningi indywidualne. Prawdziwa harówka.
– Taniec jest dla mnie najważniejszy, ale to nie oznacza, że nie mam czasu na nic innego. Lubię spotykać się ze znajomymi, często wychodzimy z ludźmi z klubu. Dużo słucham muzyki, lubię polski i amerykański rap, lubię oglądać filmy, zwłaszcza te oparte na faktach. Gram w piłkę nożną, jeżdżę na łyżwach, dawniej trenowałem też tenis – wymienia Ksawier.
Ciężkie treningi przynoszą efekty. Ksawier w wieku 11 lat zdobył tytuł mistrza województwa kujawsko-pomorskiego, wygrał Turniej International Open Łódź, a w zeszłym roku doszedł do finału Mistrzostw Polski klasy B w swojej kategorii wiekowej. To dużo, zważywszy, że jest dopiero uczniem 1. klasy liceum. Do tego niezliczona ilość pomniejszych zawodów i turniejów. Mama Ksawiera pokazuje dwa, potężne segregatory, wypełnione dyplomami i wyróżnieniami. Uśmiech nie schodzi z jej twarzy. Patrzy na syna z czułością.
– Mało znam rówieśników Ksawiera, którzy z takim zaangażowaniem oddali się swojej pasji. Jestem szalenie dumna ze swojego syna, stresuję się każdymi zawodami, chcę, by zszedł z parkietu z poczuciem, że zrobił wszystko, co było w jego mocy – podkreśla Monika Hinczewska.
Zwycięstwa na turniejach nie są jednak celem samym w sobie.
– Trenujemy po to, żeby stawać się coraz lepszymi, żeby popełniać jak najmniej błędów, przezwyciężać swoje ograniczenia. Turnieje to raczej forma sprawdzenia tego, czy rzeczywiście robimy postępy. Na zawodach nie myślę o zwycięstwie. Wychodzę z założenia, że muszę po prostu poprawiać swój taniec, a wynik z czasem przyjdzie – tłumaczy Ksawier.
Nie oznacza to jednak, że występom nie towarzyszą nerwy.
– Stres był, jest i będzie. Wcześniej czasem mnie to paraliżowało. Czułem, że przez stres nie mogę pokazać na parkiecie wszystkiego, co umiem. Teraz chodzę do psychologa sportowego, do pani Małgosi i to mi bardzo pomogło – wyjaśnia Ksawier.
Rozwój nie byłby jednak możliwy, gdyby nie mama. To ona jest dla Ksawiera managerem, psychologiem, doradcą, krytykiem, szoferem. I sponsorem. A taniec do tanich sportów nie należy. Koszty treningów, wyjazdów, strojów i butów wymagają dużego wysiłku finansowego. To nie jest zabawa.
– Bywają momenty, że taniec przestaje być dla mnie przyjemnością, np. jak nie mogę spotkać się z przyjaciółmi, bo muszę iść na kolejny trening, jechać na następne szkolenie. Ale wtedy spinam się w sobie i po prostu robię swoje. Treningi pomagają mi poza tym uporać się z problemami życia codziennego. Tańcząc, zapominam o kłopotach – opowiada Ksawier. – Bez względu na wszystko taniec jest moją pasją. To całe moje życie.
Ksawierowi udało się już dotrzeć do przedostatniej klasy tanecznej. Jego marzeniem jest otworzyć własny klub taneczny i w przyszłości zostać także sędzią turniejowym. Planu B na ten moment nie przygotowuje. Marzenia są przecież po to, by je spełniać.