Strażak Bartłomiej Kowalski z OSP Kawęczyn – bohater
Strażakiem się nie bywa. Strażakiem się jest. Bartłomiej Kowalski z OSP Kawęczyn na widok płomieni wydobywających się spod maski samochodu zaparkowanego przy drodze zareagował natychmiast. Zanim pojawiła się miejscowa jednostka straży pożarnej, samodzielnie zdołał opanować pożar.
W trakcie przejazdu przez Kowalewo Pomorskie strażak zauważył na parkingu zdezorientowanego mężczyznę i dym wydobywający się spod maski jego samochodu.
– Tego dnia podróżowałem wraz z żoną i córką. Wystarczył rzut oka, żeby stwierdzić, że lada chwila pożar może wymknąć się spod kontroli – mówi Bartłomiej Kowalski. – Zatrzymałem się i spytałem właściciela auta, czy potrzebuje pomocy. Na odpowiedź w zasadzie nie musiałem czekać, bo człowiek był kompletnie zdezorientowany i było widać, że potrzebuje kogoś, kto mu pomoże. Stwierdził, że to zapewne chwilowa usterka… Tymczasem ja już widziałem buchające płomienie.
Wbrew pozorom żartów nie było. Coraz większy dopływ powietrza do palącej się komory silnika mógł doprowadzić do rozprzestrzenienia się ognia na cały pojazd. Bartłomiej Kowalski nie tylko starał się opanować płomienie, ale równocześnie wzywał wsparcie.
– Należy pamiętać, że w takiej sytuacji nie powinno się podnosić całej maski samochodu do góry, lecz należy ją delikatnie unosić i opuszczać, jednocześnie gasząc ogień, aby nie dostarczać zbyt dużej ilości powietrza – mówi Bartłomiej Kowalski. – Zrobiłem to, co do mnie należało – dodaje.
Pomimo że strażak z Kawęczyna jest członkiem OSP zaledwie od trzech lat, wie, jak zachować się w sytuacji zagrożenia.
– Pracuję w branży niezwiązanej w żaden sposób ze strażą pożarną, ale gdyby działo się coś pilnego, to mogę opuścić miejsce pracy i jechać na akcję – mówi Bartłomiej Kowalski.
Ze swojego strażaka dumny jest również naczelnik OSP KSRG Kawęczyn Sławomir Lewandowski.
– Jestem niezmiernie dumny z Bartka. Wykazał się ogromną odwagą – mówi Sławomir Lewandowski, naczelnik OSP KSRG Kawęczyn. – Gdyby nie on, prawdopodobnie całe auto stanęłoby w płomieniach. Jego wcześniejsze doświadczenie w akcjach gaśniczych pozwoliło mu doskonale ocenić, który obszar należy gasić, aby nie pozwolić na rozprzestrzenianie się ognia. To wcale nie jest takie proste, jak może się wydawać. Cieszymy się, że mamy takich strażaków, którzy w wolnym czasie nadal mają chęć pomagania innym. Według statystyk z poprzedniego roku Bartek brał udział w ponad 50 proc. wszystkich wyjazdów, a było ich ponad dwieście.