Polowanie w pociągu. Czy łowcy pedofili przekroczyli granicę?
Według policyjnych statystyk w 2020 r. w całej Polsce wszczęto 584 postępowania w sprawach dotyczących uwodzenia przez internet osób poniżej 15. roku życia. Spośród nich stwierdzonych zostało 456 przestępstw, z czego tylko w 316 przypadkach udało się wykryć sprawcę. Problem pedofilii budzi niemałe emocje i nie brakuje takich, którzy sprawców chcą łapać na własną rękę.
Łowcy pedofili potencjalnych przestępców poszukują w internecie. To tam podstawiają tzw. wabik, czyli osobę, która podając się za nieletnią, pisze z rzekomym pedofilem. Zadaniem wabika jest wyciągnięcie jak najwięcej informacji o takiej osobie. Internetowa relacja potrafi trwać tygodniami, a w jej trakcie dochodzi nawet do wymiany treści o charakterze pornograficznym. Wabik stara się umówić z potencjalnym pedofilem, a nawet zdobyć jego adres. Kiedy ten uda się na spotkanie, wtedy do akcji wkraczają łowcy.
Ofiarą jednej z takich akcji padł pod koniec października jeden z pasażerów pociągu na trasie Toruń – Bydgoszcz. Dominik Wódz, którego grupa zamaskowanych mężczyzn zmusiła do opuszczenia pociągu, całe zajście opisał w mediach społecznościowych. Okazało się, że prowadzący swoją akcję łowcy pomylili się i wyprowadzili z pociągu nie tę osobę. Według relacji Dominika Wodza byli agresywni i nie chcieli podać powodu całego zamieszania. Udało nam się dotrzeć do grupy odpowiedzialnej za wyprowadzenie pasażera z pociągu. Jak twierdzą, szukali tam mężczyzny, który miał umówić się z prawdziwą 16-latką na stacji Cierpice Kąkol.
– Naszych dwóch chłopców wsiadło do pociągu w Toruniu, a czterech czekało w okolicy stacji – mówi nam założyciel grupy łowców pedofili Duchy, który nie chciał ujawniać swojego nazwiska.
Łowcy mieli zdjęcie mężczyzny, wiedzieli, że miał być w okularach. Ich zdaniem do pomyłki doszło, bo Dominik Wódz w pociągu miał na twarzy maseczkę i nie widzieli do końca jego twarzy.
– Był podobny do mężczyzny ze zdjęcia – dodaje przedstawiciel łowców.
Łowcy utrzymują, że nie było żadnej szarpaniny i grzecznie poprosili o opuszczenie pociągu.
– Pan Dominik nie stawiał żadnego oporu. Zabraliśmy jego bagaż. Poprosiliśmy o zdjęcie maski i wtedy okazało się, że to nie ten mężczyzna, który miał pojawić się na spotkaniu – relacjonują.
Zupełnie inaczej sprawę widzi sam poszkodowany. Po całym zajściu grupa zarzuciła mu kłamstwa w jego wersji zdarzenia. Na tę przedstawioną przez łowców on sam odpowiada:
– Zachowywali się wobec mnie agresywnie. Wystraszyłem się, ta sytuacja była dla mnie bardzo stresująca. Podeszło do mnie kilku zamaskowanych facetów, wyglądających jak komandosi. Nie odpowiadali na moje pytania. Nie chciałem się z nimi szarpać, bo nie miałbym szans. Uznałem, że jeśli stawiłbym opór, to po prostu wyrzuciliby mnie z pociągu – tłumaczy.
Dominik Wódz twierdzi, że w pociągu było trzech lub czterech łowców, a nie jak utrzymują łowcy – dwóch. Napisy „łowcy pedofili” na ich ubiorze miał zobaczyć dopiero na peronie. Wcześniej nie wiedział, kto i dlaczego zmusza go do wyjścia z pociągu.
– Akcja w pociągu była bandycka, a na peronie nie zmienili podejścia. Gdyby nie byli tak agresywni, wytłumaczyli, kim są i czego ode mnie chcieli, to sytuacja byłaby zapewne inna – twierdzi Dominik Wódz.
Na peronie miał usłyszeć, że powinien cieszyć się, że nie jest pedofilem. Mimo to chciał załatwić sprawę polubownie, proponując wpłatę przez łowców 500 zł na jedną z fundacji charytatywnych. Łowcy odmówili, na co wpływ miały mieć rzekome przekłamania w relacji Dominika Wodza, ale też brak pieniędzy. Sprawa obecnie utknęła w martwym punkcie. Na początku listopada została zgłoszona na policję.
Akcje różnych grup łowców pedofili w całej Polsce budzą wątpliwości, czy wykorzystywane przez nich metody na pewno są właściwe. Tym bardziej że często swoje zatrzymania transmitują na Facebooku. Policję zawiadamiają dopiero po dokonaniu zatrzymania, choć nieraz rzekome dowody mają zebrane już wcześniej.
– Każdy, kto wejdzie w posiadanie informacji, że doszło do przestępstwa, ma prawo ująć w sposób obywatelski tę osobę i zawiadomić organy. Jeśli natomiast doszło do pomyłki, to osoba, która czuje się pokrzywdzona, może złożyć zawiadomienie – wyjaśnia podinsp. Wioletta Dąbrowska, oficer prasowy KMP w Toruniu.
Na korzyść łowców zapisać można kilka skutecznych akcji, również w naszym regionie. We wrześniu inna grupa zatrzymała w Bydgoszczy 49-latka, który korespondował w sieci z czterema dziewczynkami w wieku 10-12 lat. Wszystkie okazały się wabikami. Wcześniej, w 2016 r., jeden z łowców pedofili podając się za 14-latkę, odpowiedział na internetowe ogłoszenie o erotycznej treści. W efekcie 22-letni mężczyzna wpadł w ręce toruńskiej policji. Kilka miesięcy później ten sam łowca przeprowadził niemal identyczną akcję w Bydgoszczy – mundurowi zatrzymali 50-latka czekającego na 14-latkę w jednej z galerii handlowych.
Do jednej z najbardziej brutalnych zbrodni w naszym regionie doszło w 2015 r. w Grudziądzu. Wtedy mężczyzna mający na koncie wyrok za przestępstwa seksualne wyszedł z więzienia i jeszcze tego samego dnia zaatakował 9-letniego chłopca. Najpierw uderzył go kamieniem w głowę, a potem zgwałcił. W ręce policji wpadł kilkanaście minut później i – jak się okazało – miał we krwi 1,5 promila alkoholu. W 2016 r. sąd skazał go na kolejne 8 lat więzienia.
Łowcy pedofili Duchy to grupa, która zawiązała się na początku sierpnia, ale jej członkowie mieli wcześniej działać w innych, podobnych organizacjach. Twierdzą, że taka pomyłka jak ta w Cierpicach zdarzyła im się pierwszy raz.
Przed samą akcją w pociągu łowcy mieli jeździć po okolicy i ostrzegać mieszkańców gminy Wielka Nieszawka przed poszukiwanym pedofilem. Swoim zachowaniem i wyposażeniem sprawili, że wielu mieszkańców pomyliło ich z prawdziwymi policjantami.
– Jeśli mamy wątpliwość, z kim rozmawiamy, powinniśmy poprosić o legitymację. Często nie zadajemy żadnych pytań, przyjmujemy to, co ktoś nam przedstawia i nie staramy się tego zweryfikować – dodaje podinsp. Wioletta Dąbrowska.
– Nie każdy, kto ma odblaskową opaskę, jest z policji. My mieliśmy opaski, dwie osoby miały kamizelki taktyczne. Poza tym każdy z nas jest ubrany normalnie. Opaski są dla naszego bezpieczeństwa, policja widząc nasze opaski, nie reaguje tak gwałtownie. A pedofil nie zawsze idzie od razu do więzienia i często ma wolę zemsty. Dla własnego bezpieczeństwa jesteśmy anonimowi – mówi nam założyciel Duchów.
Według relacji Dominika Wodza jeden z łowców miał mieć widoczne kajdanki.
– Nie mieli konkretnego umundurowania, ale w sytuacji stresowej dla niewprawnego oka wyglądają podobnie. Prawie wszyscy byli w kominiarkach, tylko jeden miał zwykłą maseczkę – twierdzi poszkodowany mężczyzna.
Nie ma wątpliwości, że do takiej sytuacji nie powinno w ogóle dojść. Zapytaliśmy łowców, czy czują, że przekroczyli granicę. Po chwili ciszy padła odpowiedź.
– Działamy na rzecz ochrony dzieci.