Powrót dzieci do szkół. Placówki w powiecie toruńskim kończą przygotowania
Po kilku miesiącach zdalnej pracy uczniowie wracają do stacjonarnych zajęć. Oczywiście tylko ci z nich, którzy nie mają objawów chorobowych, wskazujących na infekcję górnych dróg oddechowych. Dzieci i młodzież cieszą się na spotkanie z rówieśnikami, a nauczyciele i rodzice stawiają coraz więcej pytań. Niestety większość z nich pozostaje bez odpowiedzi.
Dziecko do szkoły może odprowadzić tylko zdrowy opiekun. Odprowadzić i zostawić przed drzwiami, bo do środka budynku wchodzić mu nie wolno. To samo dotyczy zresztą przedszkoli i stwarza duży kłopot dla nowo przyjętych podopiecznych.
Najmłodsze dzieci zawsze razem ze swoimi rodzicami przychodziły do przedszkola na zajęcia adaptacyjne. Teraz nie jest to możliwe. To bardzo trudna sytuacja, zwłaszcza dla dzieci nieśmiałych. Obcy budynek, obce osoby, brak rodzica… To wywołuje stres – opowiada Jolanta Raczyńska, dyrektorka Przedszkola Publicznego „Chatka Puchatka” w Lubiczu Górnym. – Zdecydowaliśmy, że dla nowo przyjętych dzieci zorganizujemy małe spotkanie adaptacyjne w ogródku przedszkolnym z zachowaniem wszystkich obostrzeń epidemicznych.
Placówki przedszkolne zobowiązane są przestrzegać restrykcyjnych wytycznych, związanych m.in. z maks. powierzchnią 2,5 m2, przypadającą na jedno dziecko, jeśli przebywa ono w przedszkolu dłużej niż 5 godzin. Zaleceń jest znacznie więcej, ale przedszkola mają już doświadczenie w ich wprowadzaniu w życie. Dużo trudniejsze zadanie stoi przed szkołami, które od marca stały puste.
Przygotowania do powrotu uczniów toczą się na trzech etapach: mentalnym, formalnym i technicznym. Przeprowadzamy szkolenia dla administracji, kadry, obsługi i uczniów. Przygotowujemy odpowiednie procedury oraz dokonujemy niezbędnych zakupów, m.in. środków dezynfekujących – wymienia Zbigniew Piotrowski, dyrektor Zespołu Szkół w Gronowie.
Tych ostatnich potrzeba będzie sporo. Klamki i powierzchnie, które są najczęściej dotykane, mają być dezynfekowane w trakcie przerw. Dozowniki z płynem obligatoryjnie muszą stanąć przed wejściem do budynku, ale w wielu szkołach znajdą się dodatkowo w każdej klasie. Większość szkół nie narzeka jednak na poziom zaopatrzenia w środki ochrony osobistej. Gorzej sytuacja wygląda z próbami dostosowania rozwiązań organizacyjnych do licznych wytycznych sanitarno-ministerialnych.
Będziemy wykorzystywać wszystkie dostępne możliwości. Dzieci będą korzystać ze wszystkich czterech wejść do budynku, zaadaptujemy jedną wolną salę. Zmniejszymy liczbę wąskich gardeł przy wejściach, czyli miejsc o małej przepustowości. Będziemy też unikać zagęszczeń na przerwach, uczniowie będą wychodzić na zewnątrz. Najbardziej problematyczne będą szatnie, tam nie da rady zachować dystansu – wyjaśnia Dariusz Chrobak, dyrektor Szkoły Podstawowej w Czernikowie.
Największym wyzwaniem wydaje się problem przemieszczenia uczniów i utrzymywania dystansu społecznego. Stosunkowo łatwo tę kwestię dyrektorzy rozwiązali w klasach 1-3. Najmłodsze klasy będą funkcjonować w trybie bezdzwonkowym, czyli to nauczyciel będzie decydował, kiedy wyjść na przerwę. Dzięki temu dzieci nie będą miały kontaktu z rówieśnikami z innych klas. Takiego rozwiązania nie dało jednak rady zastosować przy starszych dzieciach.
Musimy przygotować się na całkowicie inną organizację zajęć. Plany lekcyjne dla starszych uczniów będą układane tak, aby ograniczyć ich przemieszczanie się po budynku szkoły. Oznacza to, że każda klasa będzie miała swoją salę lekcyjną i nie będzie jej opuszczała – tłumaczy Marta Licznerska, wicedyrektor Szkoły Podstawowej w Przysieku. – Wyzwań jest bardzo wiele.
Zajęcia z wychowania fizycznego będą, w miarę możliwości, odbywać się na zewnątrz. Przedmioty, których nie da się zdezynfekować, trzeba usunąć z sal. Dla uczniów, wobec których pojawią się podejrzenia zakażenia koronawirusem, przygotowane zostały wydzielone pomieszczenia izolatek. Nowe procedury budzą wiele wątpliwości, obaw nie ukrywają ani rodzice, ani nauczyciele. Wszyscy są jednak zgodni, że dzieci powinny wrócić do normalnych zajęć. Zdalna nauka nie jest w stanie zastąpić bezpośredniego kontaktu, który jest niezbędny w procesach socjalizacyjnych.
Jest jeszcze za wcześnie, aby ocenić zasadność powrotu dzieci do szkół. Nie ulega jednak wątpliwości, że jest im to potrzebne. Zwłaszcza w najmłodszych klasach, w których większość procesów dydaktycznych wymaga bezpośredniego kontaktu. Ciężko np. uczyć się pisać litery on-line – komentuje Jolanta Telak, wicedyrektor Szkoły Podstawowej w Małej Nieszawce.
Dyrektorzy i nauczyciele podkreślają, że zrobią wszystko, aby powrót dzieci do szkół był bezpieczny. Jednogłośnie dodają jednak, że ciężko przewidzieć, jak sytuacja potoczy się dalej, m.in. ze względu na dynamikę zmian epidemicznych.
W każdym z nas jest obawa, nikt nie jest superbohaterem. Nauczyciele jednak nie panikują. Robimy wszystko, co w naszej mocy, aby sprostać wymaganiom – podsumowuje Marta Licznerska.
Znaków zapytania jest wiele, ale szkolna machina ruszyła. Czas pokaże, czy teoretyczne wytyczne sprawdzą się w nowej rzeczywistości.