Samorząd wykuwał się w ciężkiej pracy [WYWIAD]
27 maja obchodziliśmy 30. rocznicę pierwszych wyborów samorządowych w Polsce. O początkach kształtowania się nowego systemu i zmianach, jakie zaszły od tamtej pory, rozmawialiśmy z byłym wieloletnim wójtem gminy Lubicz i obecnym starostą powiatu toruńskiego Markiem Olszewskim
Pierwsze wybory samorządowe złożyły się na okres wielkich zmian. Również pan był ich częścią.
Naród ożywił się po wyborach parlamentarnych w 1989 r. Ludzie mieli dosyć marazmu, biedy. I gospodarka zaczęła się ożywiać. W programie Solidarności samorząd nie był za bardzo wyeksponowany. Ustawa o samorządzie terytorialnym powstała w Senacie RP, przy udziale profesorów Michała Kuleszy oraz Jerzego Regulskiego i sędziego Jerzego Stępnia. Pojawiła się ona w marcu 1990 r., a wybory ustalono na 27 maja. To było swego rodzaju dokończenie zmiany ustrojowej. W terenie budowały to komitety obywatelskie, wyrosłe z Solidarności. To one tworzyły pierwsze listy, szukały kandydatów do wyborów samorządowych. Mieszkałem w Lubiczu i poproszono mnie, żebym pomógł napisać komitetowi obywatelskiemu program wyborczy. Kandydowałem wtedy do Rady Gminy i zostałem wybrany na jej przewodniczącego.
Pamięta pan początki?
Było ciężko. Nie było wiadomo, co i jak robić, wszyscy rozpoczynaliśmy naszą przygodę z samorządem. Pomogło mi to, że pracowałem wcześniej w administracji. Dlatego 4 stycznia 1992 r., po rezygnacji pana Barszczewskiego, na wójta wybrano mnie. Takie decyzje wtedy podejmowała Rada Gminy. Nie przypuszczałem wtedy, że zostanę tam 27 lat. Spełniłem się jako wójt gminy. Obszary wokół Torunia były bardzo zaniedbane. W programie były więc wtedy rzeczy elementarne – telefonizacja, wodociągi, drogi, budowa szkoły. Nie było wtedy pieniędzy z Unii Europejskiej. Trudno było o jakiekolwiek środki zewnętrzne, trzeba było zbierać grosz do grosza z dochodów własnych. Samorządy chciały też mieć wpływ na edukację. Tak bardzo, że już w 1996 r. przekazano prowadzenie szkół podstawowych gminom – właśnie pod wpływem presji samorządów.
Samorządności trzeba było się nauczyć, a w tym czasie wiele się w niej zmieniało.
Zawalał się system, który istniał dziesiątki lat i nie było jeszcze nowego. Pierwsze dziesięciolecie było bardzo pionierskie. Ale też entuzjazm był ogromny i pomimo że były kłótnie, to bardzo dużo wtedy udało się zrobić. Samorząd wykuwał się w ciężkiej pracy, w walce o każdy drobiazg. Cały czas brakowało pieniędzy. Dopiero czas przed wstąpieniem do Unii Europejskiej uruchomił możliwości, o których nie mieliśmy wcześniej pojęcia. Pojawiły się pierwsze pieniądze zewnętrzne. Była ogromna trudność w zrozumieniu tego, jak po nie sięgnąć. Zatrudnialiśmy specjalnie pracowników do integracji europejskiej. Wszystko wydawało nam się bardzo egzotyczne, ale te pieniądze, choć niełatwe, zaczęły zasilać nasze podstawowe dochody. Drugie dziesięciolecie było już dużo bardziej świadome. Nauczyliśmy się wiele jako samorządowcy. W latach 90. powstały organizacje ogólnopolskie: Związek Miast Polskich czy Związek Gmin Wiejskich. Organizacje, które już na poziomie centralnym pomagały samorządom identyfikować problemy i próbowały je załatwiać. Bardzo dobrym okresem był ten za czasów rządów Jerzego Buzka. Rozumiał samorządy i miał wokół siebie ludzi, którzy też je rozumieli.
W Lubiczu był pan wójtem przez długi czas. Jak wiele się tam zmieniło?
Lubicz rozwijał się niesamowicie szybko. Była to pierwsza podtoruńska gmina, w której suburbanizacja zaczęła następować bardzo szybko. Ona zaczęła się już wcześniej, przed zmianą ustrojową, ale później, w latach 90., nabrała ogromnego tempa. Wieś Krobia, która zawsze składała się z kilku domów, w tej chwili liczy prawie 2 tys. mieszkańców. To było zupełnie nowe spojrzenie na gospodarowanie przestrzenią. Kiedy zaczynałem swoją kadencję, gmina liczyła niecałe 10 tys. mieszkańców. Kiedy odchodziłem, było już prawie 20 tys. Liczba ludności się praktycznie podwoiła. Ludzie tam zamieszkali, więc musiały być tereny pod budownictwo, usługi, infrastruktura. To musiało trochę trwać, ale rozwój był niesamowity.
Czego pana zdaniem brakuje jeszcze samorządom?
Samorządom potrzeba przede wszystkim dobrego prawa i jego przestrzegania. Jest w nich ogromny potencjał i siła. Powstawały jako idea decentralizacji władzy. Czego nie musi robić władza wyższa, zostawcie samorządowi. Było ogromne przekonanie, że decentralizacja jest dobra. Że decyzje powinny zapadać na jak najniższych szczeblach. Nie zawsze władza centralna zauważa, że warto dzielić się władzą z samorządem. A przecież obywatel postrzega sprawność państwa poprzez to, co dzieje się wokół niego. Czy autobusy jeżdżą punktualnie, czy są czyste, czy drogi są porządne, czy są miejsca w przedszkolach – to jest państwo. A kto się tym lepiej zajmie niż mój sąsiad, który jest radnym czy burmistrzem? Państwo powinno umożliwić nam urządzanie życia wokół siebie poprzez dobre prawo i odpowiednie do zadań finansowanie. W 30-lecie samorządu warto sobie przypominać o tym, że fundamentem samorządu była i jest idea pomocniczości.
Z własnego doświadczenia – zauważył pan różnicę w funkcjonowaniu samorządów na różnych szczeblach?
Jako wójt nalegałem, żeby starosta zajął się skoordynowaniem komunikacji wokółmiejskiej. Teraz sam spróbowałem się tym zająć i widzę, że nie idzie to za łatwo. Gminy mają różne potrzeby, a wójtowie różne spojrzenia. W Lubiczu udało mi się rozwiązać problemy z komunikacją. Myślałem, że skoro tam sobie dobrze poradziłem, to przeniosę te doświadczenia tutaj. Coś takiego udało się zrobić w powiecie lipnowskim. Ale to jest zupełnie inny powiat. Tam wszystkie drogi prowadzą do Lipna. A tutaj? Część mieszkańców dojeżdża do Torunia, inni do Chełmży, jeszcze inni do Bydgoszczy. W ramach jednej gminy można było te linie poprowadzić. W powiecie nie da się tego zrobić. Mamy tu ruch w różnych kierunkach, o zróżnicowanej intensywności.
Biorąc pod uwagę założenia autorów ustawy i to, jak wygląda to w praktyce, jak pan oceni relacje między poszczególnymi poziomami samorządów?
Kiedy powstawały powiaty samorządowe, założenie było takie, że zajmą się tymi obszarami, które są za duże dla jednej gminy, ale też będą koordynować wspólne działania. Powiat powinien pomagać gminom w prowadzeniu tych spraw, które przekraczają możliwości jednej gminy i robi to w takim zakresie, w jakim przewidział ustawodawca: budownictwo, ochrona środowiska, geodezja. Każdy powiat jest inny, współpraca między gminami również. Wszystko „dotarło się” z czasem. Jedynym, co się nie do końca zgrało, jest województwo rządowo-samorządowe. To jest pewien problem. Widać tę dwuwładzę: wojewoda i marszałek. Jeśli potrafią się dogadać, a kujawsko-pomorskie jest w tej chwili przykładem na to, że potrafią, to nie jest tak źle. Ale to może rodzić konflikty i mniejszą sprawność zarządzania regionem. Uważam, że coś w tym zakresie powinno się zmienić. Twórcom reformy samorządowej nie można jednak odebrać tej oczywistej i ponadczasowej zasługi – to oni napisali tę ustawę i ona się generalnie sprawdziła. Zmieniają się rządy, klimaty polityczne, a samorząd funkcjonuje i robi, co do niego należy.
Berek W.
5 czerwca 2020 @ 12:23
Akurat obecny pan starosta najlepiej pokazuje patologię samorządu – nepotyzm, przekręty, prywatę i traktowanie gminy jak prywatnego folwarku. Ale niestety z politykami, jak z rosołem – szumowiny zawsze wypływają na wierzch…