W marcu przyjechały z Odessy. Natalia i Oleksandra opowiedziały nam o problemach, z jakimi zmagają się uchodźcy z Ukrainy
Natalia i Oleksandra przed wojną mieszkały w Odessie. Pod Toruniem znalazły dach nad głową, a w Toruniu – pracę. Z poprzedniego życia zostały wyrwane nagle i, jak wielu innych uchodźców, muszą zbudować je na nowo. Łatwo nie jest, bo urzędy pracy osobom z Ukrainy oferują niewiele. Natalii i Oleksandrze się udało, ale nie kryją, że dużą rolę odegrali w tym ludzie, których spotkały na swojej drodze w Polsce.
Kiedy z Ukrainy trzeba było uciekać, myślały, że niedługo wrócą. Spakowały tylko najpotrzebniejsze rzeczy, bo na więcej nie było potrzeby ani czasu.
– Myślałyśmy, że przyjeżdżamy na tydzień albo dwa – wspomina Oleksandra.
– Najważniejsze dla nas były dzieci i psy. Myśleliśmy, że wszystko szybko się skończy, a w Polsce jesteśmy już czwarty miesiąc – dodaje Natalia.
Oleksandra przyjechała z siostrą i mamą, a Natalia ze swoją 17-letnią córką i psem. Z Ukrainy wyjechały 3 marca. Przez granicę z Mołdawią, bo tamtędy z Odessy było najbliżej, jednym transportem razem z 40 innymi osobami. Podróż do Polski zajęła im aż 5 dni. Większość tego czasu spędziły w Rumunii, bo Węgrzy nie chcieli wpuścić uchodźców przez swoje granice. Ostatecznie do Polski dotarły 8 marca – w Dzień Kobiet. Dach nad głową znalazły pod Toruniem, w Mirakowie w gminie Chełmża.
– Wszyscy bardzo chcieli nam pomóc. Dzięki ludziom, których spotkałyśmy w Polsce, nie traciłyśmy serca i próbowałyśmy żyć – wspomina Natalia. – Tu mamy gdzie spać, mamy co jeść. Wszystko, co mamy, zawdzięczamy wójtowi, urzędowi i mieszkańcom.
– Kiedy zrozumiałyśmy, że zostaniemy tu na dłużej, zaczęłyśmy szukać pracy – dodaje Oleksandra.
Natalia z wykształcenia jest pielęgniarką i inżynierem elektromechanikiem. Dyplomy zdobyła na Politechnice Odeskiej, gdzie obecnie – online – uczy się Oleksandra. Po przyjeździe do Polski wykształcenie nie miało jednak znaczenia. Choć nie mieszkają tu długo, to zdążyły już odbyć wiele rozmów o pracę i wiedzą, jakie są realia.
– Osobom z Ukrainy trudno znaleźć pracę, nawet tym, które mówią po polsku. Jedyne, co urzędy nam proponują, to sprzątanie albo pomoc kuchenna. Ukraińcy mogą pracować tylko za najniższą krajową. Więcej nikt nie daje. Nie ma różnicy, że mam dwa dyplomy – mówi Natalia.
Przed wojną Natalia od 15 lat prowadziła własny biznes. Nie chce jednak wdawać się w szczegóły, bo – jak mówi – to życie, które zostało tam. Oleksandra poza studiami była asystentką nauczyciela w szkole podstawowej. W Polsce Ukrainkom udało się w końcu znaleźć pracę, która nie byłaby fizyczna. Pomogli im w tym przyjaciele, których poznali już tutaj, w gminie Chełmża. Obie codziennie dojeżdżają do biura w Toruniu, a we wtorki i środy chodzą też na zajęcia z języka polskiego. Starają się poradzić sobie w nowej rzeczywistości.
Wielu Ukraińców zdecydowało się pojechać dalej. Część udała się do Niemiec, gdzie warunki są lepsze. Tam jednak bariera językowa jest większa, przez co o pracę mogłoby być jeszcze trudniej.
– Tutaj zostały już tylko cztery rodziny. My nie mamy znajomych, by jechać gdzieś dalej – twierdzi Natalia. – Gdybyśmy pojechały do Niemiec, siedziałybyśmy na socjalnym mieszkaniu, dostawałybyśmy pieniądze, ale kim byśmy były? Nikim.
– Polski już trochę znamy, umiemy coś powiedzieć, napisać, przeczytać. Możemy porozmawiać z kimś poza sobą – wtrąca Oleksandra.
– Wielu Polaków myśli, że przyjechaliśmy tu po lepsze życie. Lepsze życie mieliśmy w Ukrainie. Musieliśmy wyjechać, bo wybuchła wojna. Gdybyśmy mogli wrócić, to wrócilibyśmy tam. Ale do czego mamy wracać, jeśli tam do dziś strzelają? – dodaje Natalia.
W gminie Chełmża mają gdzie mieszkać. Za to są najbardziej wdzięczne, bo z pensji trudno byłoby im opłacać mieszkanie i utrzymywać rodzinę. A oszczędności powoli się kończą.
– Przyjechałyśmy ze swoimi pieniędzmi i co mogłyśmy, kupowałyśmy sobie. Największa pomoc, jaką otrzymujemy do dziś, to dach nad głową. Mam dziecko, więc trudno byłoby się utrzymać jedynie z pensji – mówi.
W Odessie zostało wszystko to, czego nie dało się spakować do torby. Nie tylko dorobek całego życia, ale też rodziny i przyjaciele.
– Jak można czuć się dobrze, nie będąc w domu? – pyta Natalia. – Mamy nadzieję, że kiedyś tam wrócimy. Że nadal będą tam nasze mieszkania, że nasi rodzice, mężowie będą żyli. Że będzie jak dawniej.
