Tomasz Lenz: 500 plus czy minus?
Ostatnio rząd ogłosił projekt nowego świadczenia dla osób niepełnosprawnych, całkowicie niezdolnych do samodzielnej egzystencji, określanego jako kolejne „500 plus”. Pomysł w zamyśle słuszny, w końcu od wielu lat podkreśla się, że tym osobom należy się pomoc, o to też toczył się rok temu pamiętny 40-dniowy protest rodzin osób niepełnosprawnych w budynku Sejmu. Jednak jeśli wczytamy się w szczegóły projektu, to nie wygląda to dobrze.
Nie nazywałbym tego jednak „500 plus”, nie wszyscy uprawnieni tyle dostaną. Ba, tak naprawdę niewiele osób będzie mogło ubiegać się o pełną kwotę świadczenia. Wszystko to dzięki kryterium dochodowemu. W zależności od wysokości otrzymywanych już pieniędzy, choćby renty chorobowej, zmieniać się będzie wartość nowego dodatku. I tak okazuje się, że według rządu niepełnosprawnemu wystarczy do życia kwota 1600 zł miesięcznie (1100 zł to najniższa renta z tytułu całkowitej niezdolności do pracy, 500 zł to nowy projekt). To ma wystarczać na potrzeby osób niepełnosprawnych. Jednak wiemy, że to nie wystarczy. Nie bez powodu projekt ten ma drugą, nieoficjalną, chociaż bardziej realistyczną nazwę „500 minus”: im wyższa renta, tym mniejsze świadczenie. Rodziny osób niepełnosprawnych zapowiedziały na 3 września protest przed parlamentem.
Zastanawiający jest fakt, że kryterium dochodowe wprowadza się w przypadku próby zapewnienia pomocy osobom, które potrzebują tych środków na swoje potrzeby, natomiast „500 plus” na dziecko przysługuje bez żadnego kryterium i może z tego korzystać nawet ktoś, kto figuruje na listach najbogatszych. Tak nie powinno być, to jest właśnie niesprawiedliwość, z którą rząd zarzekał się walczyć, a sam ją tworzy.
Rację ma premier Morawiecki, mówiąc, że najlepszą ludzką miarą jest to, jak traktujemy najsłabszych obywateli naszego państwa. Uważam jednak, że nie możemy sprowadzać koniecznej pomocy niepełnosprawnym do punktu, który wypełnia się na szybko tuż przed wyborami, tylko by zyskać głosy.