Jedynym sposobem na zatrzymanie wojny jest zatrzymanie Putina [FELIETON]
Rosja przez lata była de facto pasożytem na systemie zachodnim. Wielu polityków na Zachodzie nie chciało przyjąć do wiadomości, że Władimir Putin jest naszym wrogiem. Powszechnie uznawano go za pozera, kogoś, kto od czasu do czasu pokrzyczy, ale jest na tyle racjonalny, by dało się z nim robić interesy.
Ostatnie dni doszczętnie zrujnowały ten obraz. Zachód zdjął więc rękawiczki i okazało się, że demokracje liberalne mają narzędzia zdolne poważnie zaszkodzić rosyjskiej „twierdzy gospodarczej”, którą chciał zbudować Putin.
W mediach pojawiają się więc analizy mówiące, że rosyjski prezydent osiągnął cele dokładnie przeciwne od zamierzonych. Zamiast rozbić Unię Europejską, doprowadził do jej zjednoczenia; zamiast odepchnąć NATO od swoich granic, tylko wzmocnił determinację do obrony państw naszego regionu; zamiast pokazać słabość Stanów Zjednoczonych, pozwolił im odbudować prestiż po fatalnie przeprowadzonym wycofaniu żołnierzy z Afganistanu. Jest w tych analizach wiele racji. Ale przestrzegam przed huraoptymizmem.
Wojna w Ukrainie może potrwać jeszcze długo, a jej koszty wkrótce odczują także mieszkańcy Zachodu – w postaci wyższych cen czy konieczności zaopiekowania się setkami tysięcy uchodźców. Z czasem coraz głośniejsze mogą stać się wezwania do szukania porozumienia z Rosją i „zatrzymania wojny”.
Należy więc nieustannie przypominać, że jedynym sposobem na zatrzymanie wojny jest zatrzymanie Putina. A pomoc uchodźcom to niewiele w porównaniu z ofiarą, jaką ponoszą Ukraińcy. Z kolei przed wzrostem cen i szantażem energetycznym najlepiej zabezpieczy nas nie uleganie żądaniom Kremla, lecz unia gazowa, która pozwoli na wspólne, europejskie negocjacje z Rosją prowadzone z pozycji siły, nie petenta.