Ścieżka pieszo-rowerowa Łubianka – Zamek Bierzgłowski. Obraz nędzy i rozpaczy
Mimo że ścieżka pieszo-rowerowa na odcinku Łubianka – Zamek Bierzgłowski ma tylko półtora roku, to lwia część jej funkcjonowania to ciągłe usterki i roboty naprawcze. Wątpliwości co do poprowadzenia ciągu komunikacyjnego w tym miejscu od początku zgłaszali sołtys Zamku Bierzgłowskiego Tomasz Sipak i mieszkańcy. Wójt gminy Łubianka Jerzy Zająkała nie brał ich głosu pod uwagę.
Właściciel ziemi, przez którą poprowadzona została droga, sprzedał grunt gminie. To on od samego początku twierdził, że ścieżka poprowadzona na tak trudnym glebowo terenie stworzy problemy. Odkąd pamiętał, to w tym miejscu po ulewach, czy roztopach nie tworzyły się kałuże, a całe jeziora.
– Skarpy, nasypy i wykopy nie były w żaden sposób zabezpieczone na gliniastym gruncie – twierdzi sołtys Zamku Bierzgłowskiego Tomasz Sipak. – Nalegaliśmy na zmianę projektu i zabezpieczenie ostro nachylonych i wysokich skarp. Nie trzeba być budowlańcem, żeby stwierdzić, że większe opady deszczu zniszczą całą inwestycję. Wraz z mieszkańcami nie tylko wskazywaliśmy błędy. Proponowaliśmy również rozwiązania. Chcieliśmy zabezpieczyć skarpy płytami ażurowymi lub odpowiednią roślinnością, która wzmocniłaby skarpy. Wielokrotnie oferowaliśmy także pomoc w ramach czynu społecznego, ale nie skorzystano z naszej propozycji.
Zaraz po oddaniu do użytku ścieżki pieszo-rowerowej uszkodzone na skutek wiatru zostały lampy oświetleniowe. Dokładnie złamały się w pół. Jednak najbardziej intrygujące jest to, że od samego początku nie działały lub działały, ale sporadycznie. Dochodziło do takich kuriozalnych sytuacji, że samochody jadące drogą powiatową w sąsiedztwie ścieżki kierując strumień światła na panele zasilające lampy, powodowały ich gaśnięcie. Poza tym Tomasz Sipak uważa, że panele fotowoltaiczne na lampach podobnie jak ma to miejsce w odniesieniu do sąsiednich punktów oświetleniowych, powinny być ustawione w kierunku południowym, aby otrzymywać jak najwięcej energii z promieni słonecznych. Zamontowano je w kierunku zachodnim…
– Po pierwszym lepszym wietrze lampy oświetleniowe zostały złamane – mówi Tomasz Sipak. – To były jedyne lampy, które uległy uszkodzeniom w tamtym okresie w całej gminie na skutek tego „porywistego wiatru”. Złamały się one na połowie swojej wysokości. Cała ta struktura fotowoltaiczna oraz wiatraczek runęły w dół. Na szczęście nikomu nic się nie stało. Podejrzewam, że były one po prostu źle zamontowane.
Inną niezrozumiałą kwestią było założenie związane z przyznaniem pierwszeństwa rowerzystom względem zmotoryzowanym uczestnikom ruchu drogowego na przejściu pieszo-rowerowym. Koniec końców po zdecydowanej interwencji sołtysa zostało to poprawione. Tutaj na szczęście partnerem do rozmów był Powiatowy Zarząd Dróg w Toruniu.
Sołtys Zamku Bierzgłowskiego liczył na to, że podczas oddania ścieżki do użytku uda się mu porozmawiać z jej projektantem i dowiedzieć, czym kierował się podczas projektowania tej inwestycji, Kwestie zdrowotne nie pozwoliły inżynierowi budowlanemu jednak, aby stawić się na miejscu, jak również w kolejnym terminie pomimo umówionego spotkania. W trakcie odbioru zwrócono uwagę na to, że w sąsiedztwie balustrady ochronnej pomiędzy krawężnikiem a asfaltem pojawiła się duża szczelina. Była ona nieporównywalnie większa niż w innych miejscach.
– Stwierdziliśmy, że pobocze i balustrada „pracują” – przekonuje Tomasz Sipak. – Kwestią czasu było, aż balustrada poleci w dół w kierunku Strugi Papowskiej Małej. Sam wójt przyznał, że trzeba to poprawić. Jednak nic z tym nie zrobiono.
Wszystko ziściło się pół roku później w lipcu i sierpniu, gdy pojawiły się bardziej intensywne opady deszczu. Wtedy część balustrady runęła w dół. Rowy melioracyjne nie były udrożnione, a woda opadowa przelewała się przez drogę rowerową. Na dodatek, ziemię ze skarp w olbrzymich ilościach deszcz spłukiwał prosto na ścieżkę. Dopiero wtedy w gminie wzięto sobie uwagi sołtysa i mieszkańców do serca.
– Wójt twierdził, że główną przyczyną uszkodzenia ścieżki były nawalne deszcze – mówi sołtys Zamku Bierzgłowskiego. – Ani IMGW, ani alerty RCB nie alarmowały o nadchodzących ulewach. Poza tym nie wyrządziły one wtedy żadnych szkód w okolicy. Jakimś cudem oberwała jedynie nowo powstała ścieżka. Przewróciła się balustrada, która nie dość, że była osadzona w ruchomym, piaskowym nasypie, to na dodatek wkopana była bardzo płytko. Istniało prawdopodobieństwo, że człowiek, który się na niej oprze, zleci ze skarpy razem z nią.
Dopiero jak doszło do prawdziwego armagedonu, kiedy to balustrada ochronna poleciała w dół, a nawierzchnia skarp spłynęła tworząc głębokie wyrwy, gmina zdecydowała się działać. Jednak jak twierdzi sołtys Zamku Bierzgłowskiego, wystarczyło współpracować z mieszkańcami i słuchać ich rad, aby nie doprowadzić do sytuacji, która miała miejsce. Tomasz Sipak zastanawia się, co wójt Zająkała zrobił przynajmniej od lutego do końca sierpnia, aby zapobiec kolejnym niepotrzebnym naprawom. Tym bardziej że wielokrotnie czy to za pośrednictwem poczty elektronicznej, czy też w trakcie licznych spotkań zgłaszał szereg uwag, jak również przekazał obszerną dokumentację fotograficzną. Od samego początku sygnalizował, że „na własne życzenie” mieli do czynienia z ciągłą erozją skarp nasypów i wykopów czy też uszkodzeniami nawierzchni. Regularnie w tak zwanym między czasie przekazywał informacje o kolejnych mniejszych czy większych uszkodzeniach. Według niego było wystarczająco dużo czasu, aby podjąć odpowiednie kroki. Tomasz Sipak, który często odwiedza ścieżkę, wróży dalsze kłopoty.
– Zdroworozsądkowo podchodząc do tematu ponad wszelką wątpliwość, uważam, że to nie koniec kłopotów – przekonuje sołtys Sipak. – Z uwagi na fakt, że prowadzę aktywny tryb życia, często odwiedzam ścieżkę. Każdorazowo, kiedy tam jestem, dostrzegam nowe pęknięcia, chociażby w postaci wielometrowej długości szczelin, zapadnięcia i inne uszkodzenia. Mam pewność co do tego, że pewien odcinek ścieżki nadaje się już do wymiany wraz z jej podbudową, ponieważ wcześniejsze pobieżne prace w ramach udzielonej przez wykonawcę gwarancji jedynie „pudrowały problem”, a nie go rozwiązały. Dodam, że inwestycja ma dopiero 1,5 roku. Nie wyobrażam sobie, aby kolejne naprawy zostały wykonane z publicznych, a więc naszych pieniędzy. Tym bardziej mając na względzie poziom zadłużenia gminy i szereg od lat nierozwiązanych przez wójta kwestii, chociażby związanych z niedziałającym właściwie transportem publicznym, czy też jakością dostarczanej mieszkańcom wody. Moją frustrację potęguje fakt, że zabiegając w gminie od 2016 roku o wykonanie tej jakże potrzebnej przede wszystkim mieszkańcom, a także licznie odwiedzającym naszą piękną wieś turystom infrastruktury, otrzymaliśmy mocno wybrakowany produkt. Od samego początku realizacji tej inwestycji niedoróbka goni niedoróbkę. Z pełną odpowiedzialnością za słowa ciśnie mi się jedno określenie, a mianowicie, że jest to jedna wielka fuszerka.
Żadnych przeszkód przy odbiorze inwestycji nie widział Jerzy Zająkała. Uwagi sołtysa nie były uwzględniane ze względu na jego brak kwalifikacji.
– Odbiór techniczny potwierdził wykonanie inwestycji bez uwag, zgodnie z umową z wykonawcą – twierdzi wójt Jerzy Zająkała. – Wójt gminy prowadził tę inwestycję we współpracy z projektantem i inspektorem nadzoru i tylko z nimi konsultował poprawność wykonywania prac przez wykonawcę. Sołtys wsi Zamek Bierzgłowski nie posiada kwalifikacji w tym zakresie, więc jego uwagi nie mogły być uwzględniane – czytamy w komunikacie.
Z nieoficjalnych informacji wynika, że wykonawca inwestycji firma Remikop wielokrotnie zwracała uwagę gminie co do budowania ścieżki pieszo-rowerowej w tym miejscu.
Zapytaliśmy o tę sprawę Jerzego Zająkałę – „Czy wykonawca inwestycji – firma Remikop nie alarmował gminy Łubianka w sprawie robót prowadzonych na ścieżce pieszo-rowerowej na odcinku Łubianka – Zamek Bierzgłowski?”. Niestety, ale na tak postawione pytanie wójt nie potrafił odpowiedzieć.
– Ta inwestycja od momentu zaprojektowania poprzez realizację, oddanie jej do użytku i dalsze użytkowanie to obraz nędzy i rozpaczy – twierdzi Sipak. – To idealny przykład, jak nie powinno się zarządzać gminą. Wójt jest na tym stanowisku od 1990 r. To bardzo doświadczony samorządowiec toteż tym bardziej wydawało mi się, że powinien wiedzieć, jak współpracować z mieszkańcami. Wielokrotnie podkreślał, że pełni względem nich „służbę”. My te „służbę” wyobrażaliśmy sobie jednak zgoła odmiennie.