Czy wojna szkodzi Chinom? [FELIETON]
Odizolowane od świata zachodniego władze na Kremlu mogą szukać pomocy w Pekinie. Czy ją dostaną? Nie brakuje głosów, że wybuch wojny szkodzi także Chinom.
Najpoważniejsze zagrożenie dla Pekinu wynika z załamania dotychczasowego modelu globalizacji. To przecież dzięki zagranicznym inwestycjom, transferom zachodnich fabryk i technologii możliwe było wyciągnięcie z biedy setek milionów Chińczyków.
Czy bliższa współpraca z Rosją może wynagrodzić Pekinowi pogorszenie relacji z Zachodem? Do pewnego stopnia. Zdesperowany Putin będzie zmuszony sprzedawać gaz i ropę po zaniżonych cenach, tucząc tym samym chińską gospodarkę. Do tego jednak potrzeba odpowiedniej infrastruktury przesyłowej, a jej zbudowanie wymaga czasu. Poza tym, czy rosyjski prezydent naprawdę chce przejść do historii jako ten, który z wielkiej Rosji uczynił wasala Pekinu? Jeszcze 30 lat temu gospodarki obu krajów były podobnej wielkości. Dziś chiński PKB jest mniej więcej 10-krotnie wyższy od rosyjskiego. Nietrudno się domyślić, kto w takim układzie byłby stroną dominującą.
Zbliżenie tych dwóch krajów nie byłoby także korzystne z naszego punktu widzenia. Jeśli istotnie wchodzimy w epokę nowej zimnej wojny, to w interesie Polski leży, by uskok cywilizacyjny pomiędzy dwoma blokami przebiegał jak najdalej od naszych granic.
Trudno sobie wyobrazić, by Rosja stała się w najbliższym czasie państwem demokratycznym. Może jednak stać się państwem bardziej przewidywalnym, zdolnym do normalizacji stosunków z sąsiadami i Zachodem. Leży to również w interesie tych wszystkich Rosjan, którzy dziś stoją w kolejkach do pustych półek, uciekają za granicę lub giną na wojnie.
Ale nowe otwarcie będzie możliwe tylko pod jednym warunkiem – zmiany władzy na Kremlu.