Parafianie i bliscy żegnają ks. Erdmańskiego. ” Nigdy nie odmówił pomocy”
Uwielbiał lody, regularnie jeździł na rowerze, a jego pasją były podróże. Nie opuścił żadnej rodzinnej uroczystości. Bliscy i parafianie wspominają go jako osobę ciepłą, wyrozumiałą, otwartą na ludzi. Dla każdego zawsze miał dobrą radę. „Nigdy nie odmówił pomocy”, mówią jego bliscy.
Ksiądz Władysław Erdmański urodził się 13 czerwca 1959 r. w Jeżewie jako syn Agnieszki i Stanisława Erdmańskich. To właśnie w Jeżewie spędził pierwsze lata swojego życia. Święcenia kapłańskie przyjął 27 maja 1984 r. w Pelplinie i trafił na parafię na bydgoskim Fordonie, gdzie pozostał przez pięć lat. W 1989 r. przeniesiono go do parafii w Grudziądzu i swoją posługę sprawował tam do 1990 r. Trzecią parafią, do której został skierowany, była parafia na toruńskim Rubinkowie. Potem, w 1996 r., trafił do parafii w Gostkowie, gdzie został proboszczem.
– Wujek był osobą spajającą naszą rodzinę, mediatorem. Udzielał chrztów, komunii, ślubów w rodzinie. Na rodzinne śluby zawsze miał przygotowaną wspominkową historię – opowiada Agnieszka Kęsikowska-Rozwód, siostrzenica księdza. – Bardzo o nas dbał i uwielbiał rodzinne uroczystości.
Członkowie rodziny traktowali księdza jako autorytet i często zwracali się do niego o radę.
– Mogliśmy przyjść do niego z każdym problemem, nigdy nie odmawiał pomocy. Zawsze znajdował dla nas czas. Pocieszał, ale nigdy nie potępił, bez względu na sytuację. Nikt nigdy nie usłyszał od niego złego słowa – dodaje Agnieszka. – To nie był zwykły wujek. To był ktoś niezwykły.
Był nie tylko skarbnicą dobrych rad, ale także porzekadeł. „O, psia wełna!” było jego charakterystycznym powiedzonkiem. Rodzina i parafianie wspominają go jako człowieka otwartego, towarzyskiego, skorego do pomocy i lubiącego żartować.
– Wzbudzał sympatię i zaufanie. Wiedzieliśmy, że możemy na niego liczyć w każdej sytuacji. Bardzo chętnie angażował się w różnego rodzaju imprezy środowiskowe, zależało mu na tym, aby integrować lokalną społeczność. W czasie dożynek często celebrował mszę świętą, brał udział w Orszaku Trzech Króli, wcielając się w rolę jednego z nich. Zawsze przyjmował zaproszenie na uroczystości organizowane w pobliskiej szkole w Turznie. Chętnie współpracował z Moto Gostkowo oraz wspierał zbiórki WOŚP – wspomina Marcin Chojna. – Do dzieci miał wspaniałe podejście. Zawsze miał w zanadrzu do opowiedzenia jakiś dowcip czy ciekawą historię. W czasie kolędy częstował dzieci cukierkami, które miał pochowane po kieszeniach swojego długiego płaszcza.
Parafianie wspominają także jego ciepło i otwarte serce. Dla każdego, bez wyjątku.
– Mierzył się z tymi samymi problemami co większość parafii w Polsce, takimi jak spadek uczestnictwa młodzieży we mszy świętej. Mimo to proboszcz zachowywał pokój ducha. Ksiądz każdego bez wyjątku starał się przyjąć życzliwie i ze zrozumieniem – mówi Marcin Chojna.
Największą z jego pasji były… lody. Nigdy nie było mu ich dość. Ksiądz lubił także jazdę na rowerze i podróże. Chętnie wyjeżdżał na Hel, ale na mapie odwiedzonych przez niego miejsc nie zabrakło także zagranicznych miejscowości. Bardzo często organizował także wyjazdy turystyczne dla swoich parafian. Na wiosnę planował m.in. wyjazd do Izraela. Niestety, nie zdążył zrealizować planów. Zmarł 28 stycznia 2021 r. w wieku 62 lat. Wcześniej poważnie zachorował na COVID-19. Służbę kapłańską pełnił przez 37 lat, zjednując sobie grono przyjaciół. Pozostawił w smutku nie tylko rodzinę i bliskich, ale także swoich parafian. Pochowano go, zgodnie z życzeniem, na cmentarzu w Gostkowie.