Naturalnie, „Mów mi złotko”! Toruńskie kosmetyki naturalne podbijają świat
Mało kto wie, że wynalazca słynnego kremu Nivea Oskar Troplowitz urodził się w Gliwicach. Jeszcze mniej wie, że Toruń ma własną markę kosmetyków naturalnych, którą od podstaw stworzyła Adrianna Kasprzak, nie kryjąca swojej pasji do mocy olejów, roślin i… drobinek złota.
Moda na zero waste, odwrót od wszystkiego co plastikowe i sztuczne nie ogranicza się tylko do noszenia bawełnianych toreb na zakupy. Kobiety, ale również mężczyźni w swoich życiowych wyborach coraz częściej poszukują wszystkiego, co naturalne i nie związane z przetwórstwem… ropy naftowej. Co ma do kosmetyków “czarne złoto”, które truje naszą planetę? Jego pochodną jest zarówno polietylen i polipropylen wykorzystywane w produkcji “plastiku”, ale również parafina szeroko stosowana w tradycyjnej produkcji kosmetyków. Tradycyjnej, czyli opartej na syntetycznych zamiennikach naturalnych esencji, olejków i wyciągów, naszpikowanej konserwantami i substancjami, które mają zwiększać atrakcyjność naszych szamponów, kremów i mydeł. Pierwszy z takich “wspomagaczy”, który umożliwił ogromny sukces kremowi i całej firmie Nivea był euceryt, czyli pochodna lanoliny. To on pozwolił na skuteczne, trwałe i atrakcyjne dla klientów połączenie tłuszczu z wodą. Był rok 1911. Dziś czytanie składu kosmetyków bez lupy, podręcznika chemii i “wujka googla” pozostawia 90% z nas w poczuciu bezradności. Nic więc dziwnego, że Polki latami wybierają to, co ma pielęgnować ich ciało metodą prób i błędów lub z uporem maniaka stosując krem “Pani Walewska” choć czasy PRLu dawno minęły.
Wejście do sklepu “Naturalne Atelier” dla klientek i klientów, którzy ze swoim ciałem są nieobyci może być nieco szokujące – ale warto! Bo, jak mówi Adrianna Kasprzak, podstawa to znać siebie, żeby przede wszystkim swojej skórze nie zaszkodzić.
– Jaki masz typ skóry? Sucha, mieszana, wrażliwa? Naczyniowa może? A głowy? – te pytania od Adrianny spadają na mnie jak gromy.
– Nie wiem, pojęcia nie mam – ciśnie mi się na usta.
Choć zapamiętale smaruję się pięknie pachnącymi kremami i olejkami przywiezionymi z europejskiej stolicy naturalnych kosmetyków – Sarajewa, to zakupów do tej pory dokonywałam z myślą “może pomoże, a może nie zaszkodzi”. Zresztą, w stolicy Bośni i Hercegowiny z cudem graniczy znalezienie “europejskiej” apteki czy sieciowej drogerii. Tam zioła i naturalne wyciągi stanowią podstawę w leczeniu drobnych przypadłości, a na każdym kroku znajduje się “blijna apoteka”, czyli sklep z takimi darami natury. My to bogactwo dopiero odkrywamy na nowo, a tam jest to sposób na życie dla… kobiet, w kraju nadal odczuwającym skutki wojny. Podobną tradycję ma wyrób oleju arganowego w Maroko. Tam również kobiety są mistrzyniami w łupaniu łusek nasion arganii. Latamy w kosmos, ale do dziś nie znaleźliśmy sposobu na mechaniczne wydobywanie tego drogocennego surowca. Adrianna Kasprzak jest kontynuatorką tych szlachetnych tradycji.
– Nie, w historii mojego życia, nie znajdziecie momentu, w którym mieszam balsamy w garażu – śmieje się właścicielka “Naturalnego Atelier”. – Po pierwsze to jest nielegalne, a po drugie nie ma takiej potrzeby, bo współpracujemy z laboratorium kosmetycznym i zakładem produkcyjnym z Łodzi. Gdy pierwszy raz podchodziłam do przygody z kosmetykami naturalnymi, pracowałam jeszcze w korporacji jako trener sprzedaży. Wkrótce później “poszłam na całość”. Działamy od grudnia 2018 roku. Sklep z założenia powstał po to, żeby łączyć marki kosmetyków naturalnych polskich producentów. Początkowo były tu całe szafy obcych firm. Rynek, za sprawą internetu, zweryfikował ten pomysł. Na szczęście, moim marzeniem zawsze było posiadanie własnej marki kosmetyków naturalnych. Chciałam stworzyć coś dla kobiet w różnym wieku, bo dla mnie kosmetyki są czymś co definiują kobiecość, ale nie w takim sensie, że jeśli ich nie używasz – nie jesteś kobietą, nie nie. Pozwalają nam się zrelaksować, pobyć też sama ze sobą, zarezerwować chwilę dla siebie w gąszczu zbyt wielu zadań. Są dla nas pretekstem do “małych ucieczek”. Chciałam, żeby moje kosmetyki były takie, żeby chciało się do nich uciekać, używać, próbować. Tak powstał sklep i marka “Naturalne Atelier”.
Dziś w sklepie Adrianny na Piekarach można znaleźć zarówno mydła, kule, pudry i sole do kąpieli, produkty do pielęgnacji twarzy, włosów i ciała – takie jak balsamy, masła, olejki czy peelingi. Ogromnym powodzeniem cieszy się tu serum do dłoni, które błyskawicznie znika z półek. Jest też krem do ciała “Mów mi złotko” – z 24-karatowym złotem. Wśród składników wykorzystywanych jest masło shea, olej arganowy, ale również diamentowy pył. Nie mogło zabraknąć piernika, aczkolwiek tu występuje w bardzo eleganckiej i wyważonej wersji. Specjalnością sklepu i znakiem rozpoznawczym sklepu stały się kule do kąpieli, które bez wątpienia kojarzą się z relaksem i spokojem. Atelier ze względu na nie bywa nazywane “polskim Lushem”. Ale na taki sklep Polacy jeszcze nie są gotowi. Dlaczego?
-To jest brytyjska firma, która słynie z produktów kąpielowych, rozpuszczających się w wodzie w różny sposób – tłumaczy Adrianna. – My w swoim sklepie staramy się, żeby każdy z naszych produktów można było wypróbować. Jest generalnie bardzo mało sklepów, w których dostarczono tester do wszystkiego i wszystkiego można powąchać, dotknąć, zobaczyć. A i Polacy jeszcze obawiają się próbować, krępują się. W sklepach Lush kule do kąpieli nie są w ogóle zapakowane w folię. Całe ich skrzynie, stosy piętrzą się przed klientem i pachną, maski są produkowane na miejscu i stoją sobie w misach z lodem, a witryny pękają w szwach, żeby pokazać, zachęcić. Troszkę o tej tradycji ekspozycji sklepowej zapomnieliśmy i dlatego może i krępujemy się jako klienci, by z takich dobrodziejstw korzystać.
Właścicielka podkreśla, że dla niej najmilszym elementem pracy są ludzie i relacje, jakie tworzą się wokół tego, co tworzy i sprzedaje. Wiele klientek przychodzi na Piekary nie tylko po zakupy, ale po to, żeby poplotkować. Adrianna nie kryje do nich sympatii.
– One są bardzo ciepłymi osobami i dziękują, że tworzysz kosmetyki, dzięki którym mogą się zrelaksować – mówi z uśmiechem. – A jak się cieszą na krem “Mów mi złotko”! Jestem w branży kosmetycznej od 8 lat i dla mnie to jest cały świat, a przynajmniej ogromna jego część. Zawsze chciałam mieć kosmetyki, które jeśli je odwrócę i przeczytam skład na etykiecie, nie będę miała się do czego przyczepić. Dlatego nasze są przygotowywane ręcznie, etykietowane ręcznie, konserwowane witaminą E, są na bazie olejów i esencji, nie ma w nich wody, więc nie musimy do nich dodawać sztucznych i szkodliwych konserwantów.
Jest to proces odwrotny do tego, który zapoczątkował 108 lat temu Oskar Troplowitz. On dążył do tego, by wodę w przyszłym kremie Nivea związać z tłuszczami, uzyskując piękny biały kolor. Niestety, wszedł na drogę, która wymuszała używanie w kosmetykach coraz większej liczby konserwantów i syntetycznych zamienników. Być może pogniewałby się na to stwierdzenie, ale bez wątpienia dał początek temu, że dziś w niektórych szamponach do włosów i żelach pod prysznic znajdujemy tą samą substancję, co w płynach do mycia tapicerek i szamponach samochodowych.
– Zdarzają się nam czasem poważne pytania, czym jest np. alkohol cetearylowy- opowiada Adrianna Kasprzak. -To jest emolient, alkohol pochodny z tłuszczu, który poprawia walory aplikacyjne produktu. Daje poślizg i tworzy okluzyjny film na skórze czy włosach, który działa natłuszczająco, zmiękczająco i zapobiega odparowywaniu wilgoci. Takie pytanie i tak jest super, bo, jako konsumenci nauczyliśmy się wierzyć etykietom przednim. Jeżeli widzimy serię, w której nazwie znajduje się “natura”, to wierzymy, że skład jest naturalny. Tymczasem, gdy odwrócimy butelkę, to w składzie jest wszystko, począwszy od SLSów. To są substancje pianotwórcze, które mogą działać wysuszająco na skórę. Ludzie nie lubią naturalnych szamponów i żeli “bo się nie pienią”. A producent jeśli chce zrobić coś “na granicy” tej naturalności to daje do swoich kosmetyków właśnie to. Czasami dyskonty wypuszczają serie kosmetyków “organicznych”, chwaląc się że 90% składu jest całkowicie naturalna. Odwracasz etykietę, a tam… woda i za tą wodę, organiczną, w formie kremu płacisz. Bywa, że krem kosztuje kilkaset złotych, a w składzie widać, że koszt jego wyprodukowania wyniósł stokroć mniej, a cena wynika z kosztów jego wypromowania. Wierzymy też znanym nazwiskom. Jeśli celebrytka wypuści linię do pielęgnacji skóry – kupujemy.
Jak blisko prawdy są te słowa pokazały tegoroczne wyniki badania HealthWave zrealizowanego przez agencję Wavemaker. Okazało się, że celebrytka Ewa Chodakowska jest dla Polaków równym autorytetem w sprawach zdrowia, co lekarze.
-Ta branża to jest ogromna gałąź biznesu i trzeba mieć tego świadomość – przestrzega właścicielka “Naturalnego Atelier”.
Od tych wszystkich danych i zawiłości można osiwieć, na szczęście, kosmetyki są pasją życia Adrianny Kasprzak, która sprawnie pokazuje mi, na jakie wystające skały w tym oceanie należy uważać.
-Jesteśmy w stanie zapłacić duże pieniądze za dobrze przyrządzoną wędlinę ze wsi czy ekologiczne warzywa, bo wiemy, że to dla nas dobre – wskazuje na analogie Adrianna. – Ale branża kosmetyczna jest tak przepełniona reklamami, gazetami, instagramem, że wybór przestaje być taki oczywisty. Dlatego wychodzę z założenia, że jeśli będę robiła wysokiej jakości produkt i budowała relacje z ludźmi, to obejdzie się bez reklam i influencerek. Mogłabym już nie stać za ladą, ale moim wyborem jest to, że robię wszystko – etykietuję, piszę ręcznie daty, rozmawiam z klientami. Tym rozmowom zresztą zawdzięczam wiele pomysłów, bo gdy klienci pytali często o szampon w kostce, to taki się u nas pojawił i jest zupełnie zero waste. Niektórzy przychodzą po niego z własnymi opakowaniami, a czasem i skrawkiem gazety. Sprzedajemy go na kilogramy, kroimy nożem. Niektóre firmy też zauważyły ten trend i ruszyły z produkcją. No i super, tylko później pakują go w folię, pokazując, że z idei zero waste zostało im tylko waste. Bardzo nie chcę zgubić siebie i prawdy w tym wszystkim. I to chyba przynosi efekty – nasze kosmetyki można znaleźć w Wielkiej Brytanii, Warszawie czy Przemyślu, a ostatnio robiłyśmy wysyłkę aż do Nowej Zelandii.
Pierwsza partia szamponu do włosów sprzedała się w jeden dzień. Pojawiła się linia dla mężczyzn, bo zaglądali do sklepu i również szukali czegoś dla siebie. To spotkania z ludźmi zbudowały biznes naszej bohaterki.
Poprosiliśmy Adriannę Kasprzak o kilka porad dla początkujących w świecie naturalnych kosmetykow, które szykują się już na sezon zimowy. Oto one:
- Poznaj siebie, swoją skórę i jej potrzeby. Jeśli brakuje Ci pewności, jaki typ skóry masz , zaobserwuj ją. Zobacz jak reaguje, co się z nią dzieje, jak reaguje na zmianę temperatury czy kontakt z wodą. Każdy z nas ma inny rodzaj cery, inne problemy i inne potrzeby.
- Jeśli chodzi o włosy i skórę głowy postępuj podobnie jak w przypadku twarzy, obserwuj i słuchaj swojego organizmu.
Dobranie odpowiednich kosmetyków będzie łatwiejsze jeśli będziesz znać swoje potrzeby. - W okresie jesieni i zimy unikaj kosmetyków mających dużą zawartość wody. Wybierz produkt na bazie olejów, które zapewnią Ci odpowiednią ochronę. Produkt na bazie olejów nie tylko doskonale nawilży, zregeneruje ale też zapewni warstwę ochronną, której nie straszne będą warunki atmosferyczne takie jak wiatr, deszcz czy po prostu niska temperatura.
- Do każdego rodzaju cery można stosować olej, nawet do tłustej. Wszystko zależy od rodzaju cery, problemów skórnych i jej potrzeb.Do cery suchej świetnie sprawdzą się oleje takie jak; olej ze słodkich migdałów, olej arganowy czy masło shea. Do cery trądzikowej, tłustej i mieszanej takie jak; jojoba, olej z pestek malin czy z czarnuszki.
- Olejki też świetnie sprawdzą się do usuwania makijażu, bo świetnie rozpuszczają kosmetyki takie jak tusze do rzęs, pomadki czy podkłady.
- Nie oczekuj wielkiej rewolucji i natychmiastowych zmian. Pielęgnuj skórę na co dzień, dbaj o nią, pamiętaj o nawilżaniu. Nie zostawiaj jej zimą samej sobie, bo możesz ją sobie naprawdę uszkodzić. Pamiętaj, kosmetyk kupiony i odstawiony na półkę nie działa, za to ma datę ważności.
- Zakładaj rękawiczki wychodząc na zewnątrz a jeśli chcesz zregenerować dłonie to mam dla Ciebie domowy sposób pielęgnacyjny, nałóż na dłonie dobrze nawilżający produkt – może być to maska do dłoni, masło shea, olej czy grubsza warstwa kremu do tego załóż bawełniane rękawiczki (najlepiej na noc) – taki zabieg sprawi, że skóra będzie odżywiona i dobrze nawilżona.
- Jeśli nie lubisz się balsamować lub po prostu nie masz na to czasu zamiast żelu możesz użyć olejku pod prysznic. Jeśli masz wannę, wybrać możesz kilka produktów – olejek, puder do kąpieli czy też kula. Taki rytuał pielęgnacyjny zadba o nawilżenie Twojej skóry w szybkim czasie.
natalia
28 listopada 2019 @ 22:03
fajne 🙂 ale ja już mam sprawdzone swoje kosmetyki od pat&rub, i nie zamienię ich na nic innego.