Deweloper wybudował im dom. Problemem okazała się wilgoć
Państwo Kola przeprowadzając się z Torunia do Osieka nad Wisłą myśleli, że trafili w swoje idealne, wymarzone miejsce. Jednak w domu, który postawił im deweloper miała pojawić się wilgoć. Postanowili zamówić ekspertyzę u mykologa, który stwierdził, że posadzkę trzeba skuć, bo w innym przypadku zacznie rozwijać się grzyb. Z kolei deweloper mówi, że wszystko zostało wykonane prawidłowo.
Przed oddaniem budynku, państwo Kola zauważyli mokrą plamę na ścianie. Sprawa została zgłoszona deweloperowi, który miał naprawić problem. Jednak plama zaczęła się znacznie powiększać.
– Deweloper budował nam dom – mówił w programie Telekurier Miłosz Kola. – Kilka miesięcy, zanim nam ten dom oddał, zauważyliśmy mokrą plamę na ścianie. Spytałem się wtedy pracownika wykończeniowego, co to jest za plama. Powiedział, że wygląda na to, jakby pękła rura pod posadzką. Sprawę zgłosił deweloperowi i na pewno coś z tym zrobią. Przez półtora miesiąca rozmawialiśmy z deweloperem i próbowaliśmy to naprawić. On twierdził, że to schną tynki. Potem gdy to nie schło, a plama robiła się coraz większa, to po kilku tygodniach zaczęli wykonywać jakieś działania w celu usunięcia tej plamy. Niestety, ale przez półtora miesiąca te działania spowodowały, że ten problem był jeszcze większy.
Dla rodziny dom znajdował się w idealnej lokalizacji. Oferta od dewelopera wpadła w ich gusta.
– Kiedy wybieraliśmy tę lokalizację, uwzględnialiśmy, gdzie mieszka koleżanka córki, kolega syna – mówiła w Telekurierze Dorota Kola. – My tej lokalizacji nie wybieraliśmy. Została nam przedstawiona gotowa oferta i jak traf chciał tak, że ten dom był w takiej lokalizacji. Przyjęliśmy to za dobrą monetę i uznaliśmy, że to jest nasze miejsce. Ta przyroda, lasy, jezioro. Do tej pory wyprawa nad jezioro z dziećmi, to był po prostu koszmar, a teraz okazało się, że nad tym jeziorem jesteśmy codziennie. Przez pierwsze dwa lata, gdy tam mieszkaliśmy, czułam się, jakbym była wiecznie na wakacjach.
Państwo Kola zamówili ekspertyzę u mykologa. Wskazał on, że posadzkę należy skuć, bo w innym wypadku w domu rozwinie się grzyb.
– Zacząłem szukać jakiejś niezależnej osoby, która powiedziałaby, czy ten problem istnieje na prawdę, czy ja go sobie wymyśliłem – mówił w Telekurierze pan Miłosz. – Znaleźliśmy eksperta, który stwierdził, że to jest bardzo poważny problem. Wymagał on wykonania dużych prac na budowie. Z tą wiedzą zgłosiłem się do dewelopera. Poinformowałem go, że według specjalisty potrzebny jest szeroki zakres prac do doprowadzenia tego budynku do stanu, jaki powinien być. Deweloper powiedział, że się tym zajmie. Ekspert powiedział mi wcześniej, że tego poziomu wilgoci nie da się osuszyć osuszaczami. Należało po prostu skuć wiele rzeczy. Deweloper powiedział mi, że osuszy to właśnie osuszaczami. Wtedy zrozumiałem, że mam problem, skoro deweloper mówi coś, co według mojej wiedzy i wiedzy eksperta jest niewystarczające do usunięcia wilgoci.
W pewnym momencie, gdy Dorota Kola opublikowała w mediach społecznościowych post o jej doświadczeniu z deweloperem, bardzo się zdziwiła. Otrzymała pozew o zniesławienie.
– Kiedy po publikacji postu na Facebooku dostałam pozew o zniesławienie, byłam bardzo zaskoczona i przerażona – mówiła Dorota Kola. – Nigdy przecież nie zasiadałam na ławie oskarżonych. Człowiek się po prostu bał. Miałam silne przekonanie, że nie zrobiłam nic złego. Chciałam tylko poinformować innych ludzi, którzy chcieliby kupować dom, że mogą się takie sytuacje zdarzyć i informacje, które uzyskają od dewelopera, mogą nie być rzetelne i prawdziwe.
Decyzją sądu kobieta została uniewinniona.
– W sprawie zapadł wyrok – poinformowała w Telekurierze matka czwórki dzieci. – Zostałam uniewinniona i na mocy postanowienia sądu, deweloper jest zobowiązany do zwrócenia mi kosztów sądowych.
W sprawie wypowiedział się również przedstawiciel dewelopera, który wybudował dom sześcioosobowej rodzinie.
– Pan Kola wymyślił sobie, że zamknie tutaj gabinet dentystyczny i doszli do wniosku, że oni tu nie będą mieszkać – mówił przedstawiciel dewelopera w programie Telekurier. – Robili wszystko, żeby dom zrobić tak, żeby po prostu nie mieszkać tutaj, żebyśmy im pieniądze oddali. Gdyby była wilgoć, to oni by nie kładli płytek, paneli, ani czegokolwiek innego. Od razu zwróciliby uwagę – „słuchajcie, jest problem taki i taki”. My oczywiście na ten problem zareagowalibyśmy od razu i mi się wydaję, że oni w ten sposób chcieli odejść od tej umowy.
Deweloper w programie Telekuriera stwierdził także, że państwo Kola działali na szkodę na rzecz swojej inwestycji. Jak zauważyła reporterka, rodzina nie miała na koniec pewności, czy wygra sprawę, jeżeli szkodzi całej budowie. Oprócz przygotowywania terenu i domu do zamieszkania rodzina zrobiła rekuperację, studnię, wolnostojący garaż i fotowoltaikę. Tych rzeczy państwo Kola nie mogą zdemontować i oddać firmie, która zrekompensuje im koszty kupna.
– Deweloper do samego końca twierdzi, że jest wszystko dobrze – twierdziła w Telekurierze pani Dorota. – Wszystko zostało zrobione prawidłowo i dom nadaje się do zamieszkania. Ostatnie pomiary, które były robione z mykologiem, pokazują jednak 99,8 proc. zawilgocenia.
Jeśli chcesz dowiedzieć się co dzieje się w Toruniu, odwiedź nasz bliźniaczy portal tylkotorun.pl
the truth
24 października 2023 @ 21:01
Zawsze mówiłem że w Obrowie jest patodeweloperka, budują na potęgę na polu, w lesie, na ugorach bez dojazdu, robią wszystko po kosztach, byle się hajs zgadzał.