Afery z… ucha, czyli każdy słyszy to, co chce [FELIETON]
Znane powiedzenie mówi, że piękno tkwi w oku patrzącego. W polityce afery tkwią w uchu słyszącego. Trudno liczyć na to, by rosyjska propaganda była zainteresowana zapoznaniem się z pełną wypowiedzią przed jej przekręceniem. Ale od polskich mediów oczekiwałbym poświęcenia dwudziestu minut na wysłuchanie mojej rozmowy w Radiu Zet. Rozmowa poruszała szeroki wachlarz tematów. We fragmencie dotyczącym wojny za naszą wschodnią granicą przypomniałem, że Kreml już kilka lat temu czynił aluzje do podboju Ukrainy, a niektórzy poplecznicy Putina proponowali Polsce rozbiór sąsiada. Co planował rząd Zjednoczonej Prawicy? „Myślę, że miał moment zawahania w pierwszych 10 dniach wojny, gdy wszyscy nie wiedzieliśmy, jak ona pójdzie”, powiedziałem. Chodziło oczywiście o „moment zawahania” w polityce wobec Ukrainy. Dość przypomnieć, że już wiedząc od Amerykanów o rosyjskich planach agresji, polski premier spotykał się z przedstawicielami prorosyjskich radykałów z całej Europy na czele z Viktorem Orbanem i Marine Le Pen. Na szczęście dziś poparcie dla Ukrainy jest bodaj jedyną kwestią, w której panuje w Polsce ponadpartyjna zgoda. Zasadnicza różnica między demokratyczną opozycją a PiS polega jednak na tym, że naszym zdaniem możemy pomóc Ukrainie lepiej, jeśli wzmocnimy swoją pozycję w Europie. PiS z kolei uznaje, że im Polska bardziej ze Wspólnotą Europejską skłócona, tym lepiej. Przewiduję, że za mniej więcej dekadę zmienią zdanie. Mówię z doświadczenia. Kiedy w 2011 r. mówiłem, że bardziej niż niemieckich czołgów boję się niemieckiej bezczynności, szwadrony dzisiejszych funkcjonariuszy partii władzy kipiały oburzeniem. Dziś ci sami ludzie przyjmują niemieckie baterie Patriot do ochrony polskiego nieba.