Gdzie dwóch się bije… [FELIETON]
Niedawno obchodziliśmy rocznicę Konstytucji Trzeciego Maja. Zastanawiam się, czy gdyby naprawę państwa podjąć wcześniej, można było Polskę wtedy uratować. W tegoroczne obchody, w sposób oczywisty, wpisuje się kontekst wojny na Ukrainie, czy, szerzej, naszych relacji w minionych wiekach. Kiedy Polacy, Litwini i Kozacy, czyli protoplaści współczesnego narodu ukraińskiego, działali razem, wtedy odnosili zwycięstwa. W ryzach trzymana była Orda Krymska, broniliśmy chrześcijaństwa przed zalewem islamu ze strony Porty Otomańskiej, nie podnosiła głowy Moskwa. Jednak elity polskie i litewskie, w szczególności magnatów posiadających na terenach Ukrainy swoje latyfundia, zaślepiła mania wielkości i wyjątkowości. Brak zgody elit Rzeczypospolitej Obojga Narodów na uznanie za równego Polakom i Litwinom narodu ruskiego, czyli Kozaków, wtedy, kiedy mogło to odwrócić bieg historii Rzeczpospolitej, był, moim zdaniem, największym błędem polskiej polityki XVII w. Owszem, kiedy strach zajrzał w oczy, była unia hadziacka i potwierdzająca ją ugoda cudnowska. Na uznanie równości godził się król, szlachta na Sejmie już była gotowa na nobilitację Kozaków, ale było już za późno. Rosnący w siłę, nienawidzący Polski nasi sąsiedzi, zaprzaństwo części elit Rzeczypospolitej, przedkładanie własnych interesów nad dobro ojczyzny, to wszystko doprowadziło do upadku. Jak napisał Sienkiewicz w „Ogniem i mieczem”: „Opustoszała Rzeczpospolita, opustoszała Ukraina. Wilcy wyli na zgliszczach dawnych miast i kwitnące niegdyś kraje były jakby wielki grobowiec. Nienawiść wrosła w serca i zatruła krew pobratymczą”. Do starych krzywd, które nasze narody sobie wzajemnie wyrządzały, z poduszczenia naszych wrogów, doszły nowe, a Rosjanie, którzy ukradli Ukrainie nawet nazwę, od Rusi przecież się wywodzącą, zacierali ręce. Na Boga, teraz, kiedy na Ukrainie, ofiarą krwi naszych sióstr i braci Ukraińców, ważą się losy naszej części Europy, nie popełnijmy błędów naszych przodków!