Od sadzonki po kwietny obraz [WYWIAD]
O chełmińskim sposobie na ukwiecone miasto rozmawiamy z Bogumiłą Szymańską z Wydziału Gospodarki Miejskiej i Ochrony Środowiska Urzędu Miasta Chełmna.
Chełmno wśród przybyszy doceniane jest za tereny zieleni, w tym kwietne dywany czy przydrożne róże. Z tego, co wiemy, miasto nadal samodzielnie pielęgnuje zieleń, nie posiłkuje się firmami zewnętrznymi. Większość miast zrezygnowała z takiej formy.
Ale część samorządów powraca już do tego systemu. Wszyscy pracownicy są zatrudnieni w Urzędzie Miasta Chełmna w Wydziale Gospodarki Miejskiej i Ochrony Środowiska, w zespole do spraw zieleni. Mamy 17 stałych pracowników podzielonych na dwie brygady. Jedna zajmuje się pracą w mieście, druga zajmuje się produkcją roślin ozdobnych.
To wydaje się niemożliwe w dzisiejszych czasach.
Tak, sami produkujemy, w zależności od roku i potrzeb, od 60 do 80 tys. kwiatów rabatowych. Produkujemy kwiaty jednoroczne, jednak zdarzały się i lata, gdy szkółkowaliśmy nawet krzewy ozdobne. Mamy szklarnie i inspekty o powierzchni około 0,2 ha. Wysadzamy je w mieście na kwietnikach, projektowanych od lat przez Czesławę Strzelecką, która była kierownikiem zieleni przez wiele lat. Będąc już na emeryturze, tworzy dla nas projekty kwietników dywanowych. Nie są to dywany w stylu ciechocińskim, to raczej obrazy kwiatowe. Co roku jest na nich inny wzór.
Jaki jest koszt takiego klombu kwiatowego? W Toruniu usłyszeliśmy, że jeden kwiatowy dywan to minimum 100 tys. zł, gdy realizuje go zewnętrzna firma.
Nie, na pewno taki klomb nas tyle nie kosztuje, aczkolwiek w naszym modelu trudno to policzyć. Łatwiej przełożyć to na etaty. Produkcją sadzonek zajmują się 4 osoby, w sezonie wspomagane 2-3 osobami do pomocy. Koszty, jakie ponosimy, to utrzymanie szklarni i pracowników, którzy również sadzą wyprodukowane przez siebie rośliny.
Jakimi terenami zieleni się zajmujecie?
To są parki miejskie, place zabaw, ale również tereny położone na skarpach. Chełmno jest położone na wzgórzach, w związku z tym mamy tu dużo roślinności ochronnej, stabilizującej. Posiadamy też bardzo dużo, jak na miasto, zieleni przyulicznej. Tam, gdzie nie możemy posadzić nic bezpośrednio w gruncie, staramy się wymyślać takie formy zieleni, żeby dać jej trochę ludziom. Mamy kwietniki koszowe, ale również w tym roku w wyniku konsultacji społecznych, zgodnie z oczekiwaniami mieszkańców, przy ul. Grudziądzkiej pojawiły się drzewa w donicach – jabłonie japońskie. Jest to nowy gatunek na naszym terenie. Planowaliśmy wiśnie japońskie, niestety, cieszą się tak dużą popularnością, że w tym roku drzewka o tych wymiarach były dla nas nieosiągalne. Mam nadzieję, że te się sprawdzą.
Jak rozumiem, zieleń przydrożna to również wasze zadanie?
Tak, dzięki temu, że większość ulic w mieście stanowią już drogi gminne, mamy praktycznie wszystkie w jednym wydziale, co ułatwia zarządzanie. Kilka lat temu zakupiliśmy róże okrywowe odmian własnych Boot i Hortorus. Radzą sobie bardzo dobrze w warunkach miejskich, przy dużym zasoleniu. Rosną już czwarty sezon przy Alei 3 Maja i są praktycznie bezobsługowe.
Czy w ogóle nie korzystacie z firm zewnętrznych?
Wspomagamy się nimi w specjalistycznych zadaniach. Niestety ostatnie wiosny powodują, że dużo drzew zaczyna usychać. Jest to skutek wieloletniej suszy. Nie jesteśmy w stanie również, ze względu na trudne warunki terenowe, zajmować się pielęgnacją drzew, szczególnie metodą linową. Tu także posiłkujemy się firmami zewnętrznymi.