Najważniejsza część budżetu gminy to nasze podatki [WYWIAD]
O tym, ilu faktycznie mieszkańców liczy powiat toruński i dlaczego powinniśmy płacić podatki tam, gdzie mieszkamy, rozmawiamy z dr. hab. Wojciechem Knieciem z Instytutu Socjologii UMK w Toruniu
Gminy są w trakcie uchwalania budżetów na nowy rok i – nie ukrywajmy – jest trudno, m.in. ze względu na rosnące wydatki. Wpływy z podatków mogłyby zrekompensować tego typu straty?
Musimy pamiętać, że wpływy z podatku PIT, a w mniejszym stopniu także CIT, są najważniejszym źródłem dochodów gmin. Podatki lokalne są na drugim miejscu. Często występuje w Polsce przekonanie, że to podatek od nieruchomości jest głównym źródłem dochodów gminy. Niewielu z nas zdaje sobie sprawę, że aż 38 proc. naszego PIT-u wraca do gminy. W przypadku podatków od przedsiębiorców do gmin wraca 7 proc. To poważne źródła dochodów dla samorządu.
Pojawia się więc tu następująca prawidłowość: im bardziej zamożni mieszkańcy, tym większe wpływy do budżetu gminy. Im większe bezrobocie, czyli mniej osób odprowadzających wyższe podatki – tym te dochody będą mniejsze. Tymczasem, jak wszyscy wiemy, każdy nowy dom w gminie to konkretny wydatek infrastrukturalny – gmina ma obowiązek „otoczyć” go w miarę swych możliwości odpowiednią infrastrukturą komunalną. Oczywistym jest więc, że gminom zależy, żeby mieszkańcy w swojej deklaracji PIT wpisywali miejsce zamieszkania jako teren gminy, w której faktycznie mieszkają.
Jesteśmy w stanie oszacować, ile gminy tracą w podatkach od osób, które rozliczają się w innym miejscu?
Można oszacować różnicę między oficjalnie zameldowanymi mieszkańcami a szacowaną rzeczywistą liczbą mieszkańców. Robi się to na różne sposoby – niektórzy badacze np. sprawdzają, ile jest deklaracji śmieciowych i porównują to do danych GUS, dotyczących liczby mieszkańców.
Na terenie Polski prowadzono już badania dotyczące niedoszacowania liczby mieszkańców w gminach. Prof. Katarzyna Kajdanek wykonała je w jednym z zamożnych samorządów pod Wrocławiem. Według jej szacunków roczne straty dla tejże gminy z tytułu niezameldowania się osób, które faktycznie tam mieszkały, mogły sięgnąć nawet 12 mln zł. Budżet tej gminy wynosił wtedy około 150 mln zł. Straty były więc poważne. Inny przykład. W jednej z podwrocławskich wsi oficjalnie zameldowanych było według GUS około 5 tys. mieszkańców. Według deklaracji śmieciowych było ich 5,8 tys., a prof. Kajdanek zwróciła uwagę, że na profilu społecznościowym tej wsi było aż 9 tys. osób. Ta ostatnia liczba oczywiście nie jest miarodajna, ale jest sygnałem, że mamy tu do czynienia z ewidentnym niedoszacowaniem mieszkańców. Można przypuszczać, zresztą z wielką dozą prawdopodobieństwa, że podobna sytuacja ma miejsce także w powiecie toruńskim. Luka w liczbie mieszkańców, którzy powinni płacić podatki na miejscu, a tego nie robią, to poważny problem natury nie tylko finansowej, ale również politycznej i społecznej.
Najlepszą – jak uważam – metodą szacowania tej luki jest ta, którą zaproponowali badacze z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Według niej bierze się pod uwagę liczbę osób, które mają aktywny obowiązek podatkowy na terenie danej gminy i do tego dodaje się liczby wydanych decyzji w programie 500+. Na koniec 2021 r. takie szacunki dla Katowic pokazywały, że faktyczna liczba mieszkańców jest tam mniejsza o kilkadziesiąt tysięcy. W przypadku gminy Lubicz obliczyłem, że może ona wynosić około 1 200 osób, w przypadku innej podtoruńskiej gminy Łysomice – to może być około 500 osób.
W 2020 r. odbył się spis powszechny. Czy jego wyniki potwierdzają to niedoszacowanie?
Spis pokazał, że jest różnica na niekorzyść podtoruńskich gmin. Ale mieszkańców przybywa tu tak szybko, że rok czy dwa po spisie dane są już kompletnie nieaktualne. Przyrost mieszkańców w całym powiecie toruńskim to około 1,2-1,5 tys. osób rocznie. Brakuje nam dobrej, miarodajnej metody, która pozwalałaby rok do roku obliczyć, kto faktycznie mieszka na danym terenie. Spis jednak pokazał, że w Toruniu mieszka znacznie mniej osób, niż pokazywały statystyki GUS. Te osoby mieszkają w ogromnej większości teraz pod Toruniem, choć z miastem nadal są funkcjonalnie związane – wożą swoje dzieci do szkół w Toruniu, w Toruniu pracują, korzystają z placówek handlowych czy kulturalnych.
Kiedyś o Rubinkowie mówiło się, że jest sypialnią Torunia. Czy teraz ta sypialnia przesunęła się poza granice miasta?
Zdecydowanie. Kiedyś idealnym miejscem do życia w wyobrażeniach społecznych było duże miasto, a szczególnie nowoczesne dzielnice mieszkaniowe, jak właśnie Rubinkowo. Aspiracje młodych ludzi, którzy zakładali rodziny i szukali pracy, koncentrowały się na mieście jako wzorze jakości życia. Mieliśmy w latach sześćdziesiątych, siedemdziesiątych, osiemdziesiątych do czynienia ze swoistą idyllą miejską, gdzie wielkie miasto i blokowiska były realizacją marzeń o dobrym życiu. Wieś przez dekady traktowana była jako symbol zacofania. Około 2000 r. w Polsce pojawił się trend społeczny, w którym ludzie zaczęli akcentować potrzebę bezpieczeństwa fizycznego, ale też zbliżenia do natury, bezpieczeństwa ekologicznego. Przedmieścia stały się idealnym miejscem do jego realizacji. Przedmieścia to jeszcze wieś, ale już prawie miasto. Czyli idyllę miejską zastąpiła idylla wiejska. Wzrost liczby posiadanych przez rodziny aut spowodował, że ludzie odkryli możliwość mieszkania w ciekawym środowisku podmiejskim i dojeżdżania do pracy w dużym mieście. W konsekwencji dzisiaj w Polsce wszystkie miasta poza Warszawą wyludniają się i to w szalonym tempie. W ciągu ostatnich 20 lat Bydgoszcz straciła 8 proc. mieszkańców. Najszybciej wyludniającym się dużym miastem w Polsce jest Łódź.
Przeprowadzając się w mieście, mamy już infrastrukturę na jakimś poziomie. Budując dom za miastem, tej infrastruktury nie mamy, a gmina musi ją zapewnić. Tutaj przydałyby się pieniądze z podatków.
Każdy nowy dom na wsi będzie wymagał inwestycji ze strony gminy. Wydaje nam się, że wybudowaliśmy dom i wszystkie koszty były po naszej stronie. To nieprawda. Gmina musi doprowadzić wodę, kanalizację, postawić lampę, a pośrednio także zapewnić szkołę, komunikację autobusową czy inne usługi komunalne. To wszystko kosztuje. Związek Gmin Wiejskich RP obliczył kiedyś, że postawienie jednego domu na przedmieściach kosztuje gminę 160 tys. zł. To łączne środki, jakie musi zainwestować w infrastrukturę komunalną. Powstawanie wielkich osiedli podmiejskich to dla gmin duże wyzwanie i koszty. Każdy, kto przenosi się na wieś, chciałby mieć wszystkie zalety wsi i jednocześnie zalety miasta. Jeśli nie idą za nami nasze podatki, to gmina nie ma pieniędzy, żeby te potrzeby zaspokoić.
Z drugiej strony pamiętajmy, że ci, którzy przenoszą się na tereny podmiejskie, przynoszą ze sobą energię, młodość, innowacyjność, pomysły na inicjatywy społeczne. Od paru lat obserwujemy wzrost zaangażowania społecznego nowych mieszkańców wsi w inicjatywy wiejskie. To bardzo ciekawe i pozytywne zjawisko. Kiedyś było tak, że wsie rzeczywiście były sypialniami – mieszkanie tam sprowadzało się do wypoczynku po pracy. W chwili obecnej liczba inicjatyw społecznych, w których zaangażowani są tzw. nowi mieszkańcy wsi, stale rośnie. Coraz większa liczba sołtysów, radnych, a nawet wójtów w gminach podmiejskich to osoby, który przeprowadziły się tam z miasta. Bardzo pozytywnym zjawiskiem jest również integrowanie się środowisk miejscowej i napływowej ludności.
Co istotne, infrastruktura społeczna na przedmieściach uległa radykalnej poprawie. Obiektów sportowych czy kulturalnych powstało tam naprawdę wiele, a to podstawowy warunek, by działalność społeczna mogła się rozwijać.
Gminy stwarzają mieszkańcom warunki, a nawet oferują im coraz więcej. A jak mogą zachęcić, by płacili podatki tam, gdzie faktycznie mieszkają?
Jednym ze sposobów jest edukowanie co do tego, jaką drogę przebywają nasze podatki. Błędne jest mniemanie, że nasze pieniądze trafiają do Warszawy i tam zostają. Musimy nauczyć ludzi, że zameldowanie się tam, gdzie mieszkamy, jest ważne, bo 38 proc. naszego PIT-u wraca do gminy w postaci subwencji, którą gmina wykorzystuje głównie na cele inwestycyjne.
Druga sprawa to podnoszenie świadomości co do tego, jak wielkie koszty trzeba ponosić, by budować infrastrukturę na terenach podmiejskich. Doprowadzenie gazu czy kanalizacji do stu posesji w mieście jest średnio dwukrotnie tańsze niż na terenach wiejskich, gdzie zabudowa jest bardziej rozproszona. A koszt budowy infrastruktury komunalnej w ostatnich latach wzrósł radykalnie, nawet o połowę. Najważniejsza część budżetu gminy to nasze podatki. Miejmy tego świadomość.