Nie ma nacji. Są ludzie dobrzy albo źli
Kiedy w lutym ubiegłego roku Rosja napadła na Ukrainę, tysiące polskich rodzin otworzyło drzwi na uchodźców ze wschodu. Pomagały im też samorządy, także nasze – wojewódzkie, powiatowe i gminne. Po prawie półtora roku wojny sytuacja uchodźców jednak się zmieniła. Jak obecnie wygląda wsparcie osób, które uciekły przed wojną? Sprawdzamy.
Od samego początku konfliktu Polską granicę z Ukrainą przekroczyło 15,3 mln osób. Zostało u nas 1,8 mln obywateli Ukrainy. Większość znalazła pracę, ale pozostaje duża grupa, której nadal pomagają państwo i samorządy. W kujawsko-pomorskim jest zarejestrowanych 31.500 obywateli Ukrainy. Z tego nieco ponad 57 proc. to osoby pełnoletnie. Prawie 74 proc. to kobiety. Zdecydowana większość jest aktywna zawodowo.
– Na rynku pracy dominują umowy na zlecenie i umowy czasowe – informuje Grzegorz Borek, pełnomocnik Zarządu Województwa Kujawsko-Pomorskiego. – W powiecie toruńskim Ukraińcy pracują głównie w przetwórstwie przemysłowym, budownictwie, transporcie, usługach hotelowych i gastronomicznych, rolnictwie i ogrodnictwie oraz opiece zdrowotnej i pomocy społecznej. Od wybuchu wojny w powiecie toruńskim były 5632 zgłoszenia o podjęciu pracy przez obywateli Ukrainy. Nasze województwo w skali kraju jest na 8 miejscu pod względem liczby zarejestrowanych do pracy Ukraińców, co stanowi około 5 proc. wszystkich zarejestrowanych w Polsce. Początkowo Ukraińcy podejmowali proste prace przemysłowe i rzemieślnicze, a w miarę uczenia się języka polskiego, techniczne i specjalistyczne.
W powiecie toruńskim jest obecnie 195 osób zakwaterowanych w kilkunastu punktach zbiorowych. Mieliśmy na terenie województwa około takich 200 miejsc. W niektórych zostały po dwie, trzy osoby i w pierwszej kolejności takie ośrodki były zamykane. Ich plusem jest to, że umożliwiają aktywizację zawodową kobiet. Gdy jakaś pani znajdzie pracę, wtedy jej dziećmi mogą opiekować się inne. Pozostali w ośrodkach to najtrudniejsza grupa do aktywizacji – matki z kilkorgiem małych dzieci oraz osoby starsze i niepełnosprawne. Przeciętna ukraińska emerytura w przeliczeniu to 250 złotych. Jest oczywiście grupa, która wykorzystuje system pomocy. Jest to jednak mały odsetek. Analogicznie jest z Polakami wykorzystującymi opiekę społeczną. Teraz najważniejsza jest aktywizacja zawodowa i pomoc psychologiczna. Zajmują się tym zarówno samorządy, jak i organizacje pozarządowe.
– Szukamy im pracy, żeby mogli tutaj po prostu mieszkać i żyć – mówi Katarzyna Margalska-Sędziak z Fundacji EMIC, która zajmuje się pomocą migrantom. – Wiedzieliśmy, że jak opadnie ten pierwszy zryw ludzkich serc, to zaczną się problemy ze znalezieniem mieszkania i pracy. Ludzie nie chcą wynajmować mieszkań migrantom, bo się boją, że oni w nich zostaną. Chociaż my gwarantujemy zabezpieczenie w postaci umów czy kaucji. Na początku to było goszczenie tych osób. Nie było mowy o wynajmowaniu. Zapraszano do domów. Po kilku miesiącach ta gorączka opadła i zrobił się problem. Bardzo ważnym wątkiem jest nauka języka polskiego. Żeby zamieszkać w Polsce, to muszą mówić po polsku, a przynajmniej starać się komunikować w tym języku.
Ukraińców przyjęły także gminy w powiecie toruńskim. Były dla nich tworzone miejsca zakwaterowania i wyżywienia. Swoją pomoc oferowali sami mieszkańcy.
– W tym roku została ich już garsteczka, w sumie wszystkich około dwudziestu osób – mówi Renata Kwiatkowska, kierownik Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Obrowie. – To się na bieżąco zmienia, bo ktoś przyjeżdża i odjeżdża. Nasza pomoc zmieniła się bardzo. Kiedyś to były dwa wynajęte hotele. W jednym i drugim było po około 70 osób. W wielu prywatnych domach także korzystali z noclegu i wyżywienia na terenie całej gminy. Pod koniec ubiegłego roku jeszcze u nas byli, a potem zaczęły się wyjazdy. Myślę, że trzy czwarte wróciło do siebie na Ukrainę, a reszta przeniosła się do miast, pojechała do Niemiec i dalej. U nas na wsi ciężko się im mieszkało. Chcieli trafić do dużych miast. Bardzo sobie nawzajem pomagali. Podobnie jest teraz. Mieszka w Obrowie pani, która cały czas przyjmuje pod swój dach rodaków. Pomieszkają u niej i jadą dalej.
Pani Oksana do Obrowa przyjechała 5 lat temu z dużego miasta Dnipro. Już wtedy spodziewała się, że wybuchnie wojna. W Polsce otworzyła zakład kosmetyczny, a jej mąż pracuje jako spawacz. Nauczyła się języka. Swoje doświadczenia przekazuje osobom, które przyjmuje pod swój dach, by mogły się w Polsce zaaklimatyzować.
– Dla mnie nie ma narodowości – mówi pani Oksana. – Są tylko dobrzy albo źli ludzie. Jesteśmy wdzięczni Polakom, że tak nas przyjęli. Ja rozumiem tych, którzy mówią na przykład, że Ukraińscy odbierają pracę Polakom. My mieliśmy podobnie. Przyjeżdżali do nas z Azerbejdżanu. Zajęli się głównie handlem na bazarach. Jak się zaczęli bogacić, to też były głosy, że zabierają nam pracę. To nie jest tak. Ukraińscy pracują tu bardzo ciężko i biorą pracę, której Polacy nie chcą. Nikt nie będzie siedzieć w domu za 500 złotych na dziecko. Ja nie zapomnę, tego, co zrobili dla nas Polacy. Jest grupa osób, która sama sobie nie poradzi: matki z dziećmi i niepełnosprawni. To im trzeba pomagać.
Najczęstsze problemy wskazywane przez uchodźców dotyczą także Polaków. Są to inflacja, pogorszenie sytuacji ekonomicznej, utrudniony dostęp do służby zdrowia. Gospodarka polska potrzebuje rąk do pracy, a Ukraińcy świetnie wypełniają te braki. Już teraz wypracowują ok. 1-2% polskiego PKB. Mniej więcej tyle państwo wydaje na pomoc dla nich. Można powiedzieć, że zarabiają sami na siebie.