Aż opadają ręce [FELIETON]
Część świata w którym żyjemy staje się po prostu nie do zniesienia. To tak, jakby normalny człowiek trafił do domu wariatów. W dużej mierze to efekt nowej strategii lewactwa zmierzającego do zniszczenia cywilizacji i opanowania świata, u nas realizowanej przez postokrĄgłostołowe elyty. A kim one są wychodzi od czasu do czasu jak rdza, nie zdrapana, tylko maźnięta grubą kreską Mazowieckiego.
Ostatnio ujawniła się np. milicjantka i resortowe dziecko z warszawskiego ratusza, która rozwiązała marsz narodowców upamiętniający Powstanie Warszawskie (nota bene NSZ walczyły w Powstaniu, podobnie jak i AL) za znak sierpa i młota, ale przekreślony (pewnie gdyby nie był przekreślony byłoby OK) oraz za „sposób ustawienia czoła pochodu i flag nawiązujący do przemarszów włoskich faszystów i niemieckich nazistów”.
Dla tych „antyfaszystów” z lewicy napis „Boss” może stać się pretekstem, bo kończy się na „ss”. Zresztą „faszyzm” to stały, podręczny obuch, którym walą normalnych ludzi „ludzie czytający książki” (raz, jakie książki, dwa, można ich przeczytać milion i mieć 10 fakultetów i być tępym jak szpadel). Bo, jak pisze amerykański kompozytor Ned Rorem „przyznanie się do bycia idiota nie wyklucza faktu bycia idiotą”, a tym bardziej nieprzyznanie się.
W tym tygodniu oglądałem początek durnego programu „Zamiana żon” (dopóki córka nie wyrzuciła mnie z pokoju za komentarze). Program leciał oczywiście, a jakże by inaczej, w TVN (moi najbliżsi rzadko, bo rzadko, ale czasami zanurzą się w tych odmętach absurdu).
W tym, co zdążyłem zobaczyć, głowa rodziny „wyzwolonej”, złożonej z wegetarian, weganów i freeganów (dowiedziałem się o istnieniu czegoś takiego, to zbieracze nadającej się do jedzenia żywności ze śmietnika, tak, naprawdę takie wynalazki istnieją !), gdy od „zamienionej żony” usłyszała o panujących u niej zasadach wychowania dzieci opartych na prawach i obowiązkach oraz karach i nagrodach, to ta głowa rodziny stwierdziła, że takie postępowanie to faszyzm!