Nieoczekiwana zmiana miejsc [FELIETON]
Równo cztery lata temu opozycja wygrała wybory samorządowe na Śląsku, bowiem w 45-osobowym sejmiku miała o jednego radnego więcej niż PiS. Jednak nie rządziła ani jednego dnia, bo w trakcie pierwszej sesji radny Wojciech Kałuża z KO nie bacząc na swoich wyborców, dokonał wolty i poparł PiS w zamian za stanowisko wicemarszałka województwa, tym samym zapewniając większość Zjednoczonej Prawicy.
I pewnie ten układ trwałby do następnych wyborów, gdyby nie dość niespodziewana decyzja Jakuba Chełstowskiego, marszałka województwa śląskiego z PiS, który wraz z trójką radnych odszedł ze Zjednoczonej Prawicy i przyłączył się do samorządowego ruchu „Tak! Dla Polski”, wchodząc w koalicję z dotychczasową opozycją. Swoją decyzję krótko uzasadnił tym, że nie zgadza się z polityką partii, decyzjami rządu i antyunijnym kierunkiem, który wpływa na bardzo złą sytuację samorządów. Co ciekawe, tym ruchem pozbawił Wojciecha Kałużę posady wicemarszałka, zmuszając go do złożenia rezygnacji, samemu zaś zachowując stanowisko. W rezultacie tych decyzji PiS straciło władzę w województwie śląskim, jednym z kluczowych pod kątem przyszłorocznych wyborów.
Po tonach wypowiedzi polityków z PiS można sądzić, że takiego obrotu sprawy nikt się nie spodziewał, bo utrata tak ważnego województwa (zresztą politycznego matecznika premiera Mateusza Morawieckiego) może się okazać najważniejszym sygnałem przed nadchodzącymi wyborami parlamentarnymi. Nikt nie przewidział, że PiS może zacząć tracić władzę jeszcze przed wyborami, pomimo zgniłego kompromisu, jakim jest koalicja z Solidarną Polską, kosztem pieniędzy z UE.
Smaku tej zmianie dodaje fakt, że utrata władzy przez PiS nastąpiła dzień po wizycie na Śląsku prezesa Jarosława Kaczyńskiego, który kończąc swój pobyt, powiedział: „Kto wygrywa na Śląsku, ten wygrywa w całej Polsce”. Prorok jakiś czy co?